Jak kupić kwiaty kobiecie – poradnik mężczyzny

Zapomniałeś?

Idziesz sobie spokojnie ulicą gdy nagle z naprzeciwka widzisz znajomego z kwiatami. Pewni myślisz sobie – Ciekawe co przeskrobał? To całkiem możliwe, jeżeli kupujesz swojej kobiecie kwiaty tylko z takiej okazji, ale odruchowo powinieneś spojrzeć na kalendarz, bo być może to Ty masz przechlapane. Być może przegapiłeś, że dziś jest Dzień Kobiet. Bo gdyby to były tylko jej urodziny, miałbyś jeszcze jakieś szanse, ale jeżeli nie kupiłeś kwiatów na Dzień Kobiet… Co tu dużo pisać, wpadłeś chłopie… Ale spokojnie. Ten poradnik, jak kupić kwiaty, być może Cię uratuje, a na pewno da Ci szansę nie tylko w Dzień Kobiet.

Jakie masz szanse?

To zależy ile masz czasu, a ten gra na Twoją niekorzyść. Właściwie wszystko jest przeciwko Tobie. Po pierwsze policz wszystkie swoje kobiety, którym chcesz kupić kwiaty, kochankę też (tak na wszelki wypadek). Jeżeli masz dość czasu, to biegnij do kwiaciarni. Gdy Ci się poszczęści i jeszcze znajdziesz kwiaty, wcale łatwo nie będzie. W kwiaciarni przeważnie pracują kobiety. W sobie znany sposób odkryją, że zapomniałeś o dniu kobiet i zamiast Ci pomóc wypuszczą na Ciebie grad pytań (fachowo zwie się to solidarnością jajników), a Ty będziesz się czuł jak saper-amator na polu minowym. Co więc może Cię spotkać? Oto kilka pytań pułapek:

1. Co podać?

To pytanie ma Cię zmylić – jesteś przecież w kwiaciarni! Kwiaty, chłopie, kwiaty! Przyszedłeś po kwiaty! Ogarnij się wreszcie. Jak kobieta mówi, że nie lubi kwiatów, to zapewne kłamie. Jak jest uczulona, to też lubi, chyba że może ją to zabić – sprawdź to! Czekoladki, tak to też dobry pomysł, ale jako dodatek do kwiatów, a jubilera zamykają wcześniej niż kwiaciarnie i na pewno taniej nie będzie. Tak, jesteś pewien, że chcesz kupić kwiaty!

2. Które Pana interesują?

Sam widzisz sprzedawczynie nie ułatwią Ci sprawy. Niestety kwiaty są dla kobiet, a więc są różne i mają kolory. Mnóstwo kolorów, no i niestety kolory mają znaczenie. Saper przecina zazwyczaj jeden kolor, a ty w kwiaciarni masz ich znacznie więcej. Spóźniłeś się, więc zapewne masz już ograniczony wybór, ale wciąż jest tego sporo:

Tulipan – w sam raz na Dzień Kobiet, ale czerwony tulipan oznacza prawdziwą miłość, biały szczere intencje, a żółty beznadziejną i bezsensowną miłość.

Róża – to zawsze dobry wybór, ale znów czerwona to miłość, biała symbolizuje niewinność i wdzięczność, różowa jest oznaką przyjaźni, błękitna to symbol wierności, żółta to zazdrość, a pomarańczowa może wyrażać zdradę, ale też pożądanie lub namiętność (lepiej nie dawać teściowej).

Goździk – świetne kwiaty, ale dla cioci na imieniny, bo czerwone to podziękowanie i wdzięczność.

Bratek – Symbolizuje przyjaźń (może dla teściowej?)

Fiołek – Fiołki alpejskie i wonne wyrażają żal, jaki mamy do drugiej osoby. Inne rodzaje symbolizują radość i miłość.

Konwalia – Wyraża delikatność i subtelność. Kwiatki daje się w prezencie osobie, którą uważamy za bardzo ładną, ale jesteśmy zbyt nieśmiali, by powiedzieć jej to wprost.

Niezapominajka – Dając go kobiecie liczymy na stały związek i wyrażamy pragnienie, żeby o nas nigdy nie zapomniała.

Irys – Oznacza zaufania. Nie należy kupować niebieskich kwiatów, ponieważ oznaczają oziębłość.

Żonkil – Symbolizuje zazdrość o drugą osobę lub nieodwzajemnioną miłość.

Hiacynt – biały kwiat bez podtekstów, fioletowy – skłania bliską osobę do większej czułości i okazywania uczuć, błękitny – stałość w uczuciach, żółty – szczęście, zadowolenie z uczucia i związku

Chryzantema – nie ryzykuj! Zazwyczaj kwiat jest kojarzony ze smutkiem oraz tymi, którzy już odeszli. Podobno jest zupełnie inaczej jeśli chodzi o czerwoną, ale ja na Twoim miejscu bym już bardziej nie ryzykował…

Dobra, uspokój się już! Wiem, że nie masz czasu, a ja ci z kolorowanką mi wyjeżdżam.Skoro jesteś późno, to nie masz wyboru wielkiego. Bezpiecznie wybierz róże, najlepiej czerwone. Z okazji Dnia Kobiet mogą też być tulipany. Jeśli jednak wymieszasz kolory i kwiaty, to ich znaczenie kompletnie się rozmyje. Sorry! Rzeczywiście mogłem to od razu napisać. Teraz już z górki, ostatnie pytanie…

3. Jak duży bukiet?

Jak to ile? Tyle, żeby było dobrze! Zapewne na ten temat powstała nie jedna praca dyplomowa, ale tobie nie zostało już wiele czasu. Zapamiętaj dwie zasady – im więcej, tym lepiej oraz zawsze ilość kwiatów powinna być NIEPARZYSTA – czyli: 1, 3, 5, itd. no chyba, że kupujesz kwiaty na 8 rocznice ślubu, to może być ich 8. Jesteś już prawie w domu. Prawie… ale to nie moja wina, bo to Ty zapomniałeś! Dobra, policzyłeś ile masz do obdarowania kobiet? Jak to nie? Przecież prosiłem… No dobra, policzyłeś? Tak, teściową też!

To teraz się nie pomyl, żonie największe i czerwone, córkom możesz wziąć po jednym kwiatku, nie zbiedniejesz. Masz synów jak ja? To też weź, niech mamie dadzą w Dzień Kobiet, może jak będą starsi, to nie zapomną jak ty dzisiaj. Tak, na pewno weź też dla teściowej…

Całkiem możliwe, że się udało

Możliwe, lecz… musisz jeszcze ich nie połamać w drodze do domu i nie pomylić, co komu dajesz. Ale gdy będziesz to miał za sobą, to wcale nie oznacza, że jesteś bezpieczny, albo po prostu Ci się udało, bo korzystając z tego poradnika kupiłeś piękny bukiet. Zawsze może się okazać, że sąsiadka dostała większy… No cóż, następnym razem może nie zapomnisz.

Photo credit: Jinx! /  Creative Commons Attribution-ShareAlike 2.0 Generic (CC BY-SA 2.0)

Dziecko i pies – jak uniknąć problemów

Dzieci lubią zwierzęta

Podobno pies to najlepszy przyjaciel człowieka. Takiego małego człowieka, jak dziecko również. Nie ma chyba dziecka, które nie lubi ciepłego i miękkiego futra zwierzaka, a zwierzaki potrafią odwzajemnić tę miłość. Jednak warto poznać kilka zasad bezpiecznego obcowania z psem, by kontakty dziecka i psa były bezpieczne i przyjemne dla obu stron. Zastrzegam, że w domu nie mamy zwierzaków i pewnie się długo nie pojawią, ale zdarza nam się spotkać znajomych z psem lub sąsiadów. Przeważnie spotkania kończyły się strachem, z którym wygrywała ciekawość i w końcu chłopaki odważyli się pogłaskać psa. Ale co dalej? Jak bezpiecznie się dalej bawić z psem? Dziecko i pies to dobry pomysł?

Jak dzieci widzą zwierzęta?

Pies to żywa istota. Ta oczywista oczywistość jest nie do końca rozumiana przez dzieci. Dla nich pies, czy inne zwierzę może się kojarzyć z pluszową zabawką, a zabawki zdarza się każdemu dziecku ścisnąć, rzucić czy kopnąć. Naszym zadaniem jako rodziców jest przekazać im wiedzę na temat otaczającego nas świata, wytłumaczyć, że zwierzę czuje i może się bronić. Wychowałem się w domu, gdzie zwierzęta były od zawsze. Było mi więc trochę łatwiej, bo dla dziecka ze wsi, zwierzęta to coś normalnego. Mieszkamy teraz w mieście, gdzie nie ma zbytnio warunków na trzymanie pieska, choć wielu sąsiadów ma przecież zwierzęta.

Jak psy widzą dzieci?

Duży pies budził w moich chłopakach niemal paniczny strach, a to w połączeniu z małą przestrzenią, jak klatka schodowa, mogło doprowadzić do tragedii. Pies, mimo że spokojny, mógł po prostu nie rozumieć całej sytuacji i po prostu się bronić. Siebie i swojego Pana. Mógł po prostu ugryźć. O ile pies jest nastawiony na współpracę z człowiekiem, o tyle dziecko jest dla psa czymś trochę innym – niby człowiek, a jakiś taki mały i nie wiadomo co zrobi. A dodatkowo pisk i płacz może wywołać w większym psie odruchy obronne. Dla psa, małe dziecko może się wydawać zagrożeniem.

Dziecko i pies – jak uniknąć problemów?

Zacznijmy od tego, że każdy pies jest inny. Tak samo jak ludzie, ma swój charakter i osobowość. To znaczy, że do każdego psa należy podchodzić z odrobiną nieufności według zasady ograniczonego zaufania. To po pierwsze, a po drugie, pewnie nawet najważniejsze, to zachować zdrowy rozsądek. Pies to wciąż zwierze. A jakie są jeszcze ważne zasady? Zasady są zupełnie proste, niemal takie same jak przy postępowaniu z ludźmi. Pięknie obrazuje to grafika, jak dzieci nie powinny odnosić się do psa.

Podstawowe zasady zabawy z psem

  • Zawsze miej oko na dziecięce zabawy z psem – większość pogryzień, to pogryzienia przez własnego psa w domu. Pamiętaj, że dziecko wciąż jest dzieckiem, nie zawsze Cię posłucha, a pies to wciąż zwierzę, które kieruje się głownie instynktem.
  • Naucz dziecko podstaw właściwego postępowania ze zwierzęciem – wytłumacz, że pies, czy inne zwierzę odczuwa ból, cierpienie i może się bronić. Ważne też jest dokładne określenie w jaki sposób należy się bawić, ale też, że nie wolno psu zabierać jedzenia czy ciągnąć za uszy. Wolno za to rzucać patyk, bawić się w chowanego, biegać, itd.
  • Wytłumacz kiedy dziecko może się zbliżać do psa, a kiedy w żadnym wypadku nie może – wiadomo, kiedy pies je, nie powinno mu się przeszkadzać, ale też gdy śpi, boli go łapa i jest chory. To najczęściej wtedy dochodzi do wypadków.
  • Pamiętaj o pewnych ograniczeniach wiekowych – do pewnego wieku, dziecko nie powinno się pozwalać na zabawy z psem. Tutaj wszystko zależy jednak o sytuacji. Powiedzmy dziecku, które nie chodzi jeszcze do szkoły, na pewno nie kupiłbym psa. Z drugiej strony, jeżeli pies już jest w domu, a ty masz małe dziecko, to przecież psa nie wyrzucisz. Ale musisz szczególnie uważać.

A jak powinien wyglądać pierwszy kontakt z psem?

Moje chłopaki z różnym natężeniem bały się psów. Nic dziwnego, skoro psy widziały tylko na spacerze i nie miały okazji zaprzyjaźnić się na dłużej. W pewnym momencie robił się problem, bo chłopcy przecież rosną, są coraz więksi i jeszcze na dodatek są bardziej mobilni. Przechodzący obok pies zaczynał wywoływać panikę. Trzeba było coś z tym zrobić, więc zaczęło się od rozmowy, takiej taty z synem. Po pierwsze, zapewniłem ich, że tak długo jak będziemy blisko nich, żaden pies nie zrobi im krzywdy. Po drugie, jeżeli będzie bał się psa, to ma złapać mnie za rękę i iść spokojnie obok psa wraz ze mną. Gdy okazało się, że to działa, a pies najwyżej próbuje tylko powąchać, przyszedł czas na krok trzeci. Pogłaskanie psa. Pies sąsiadów, przyszedł się przywitać i obwąchać chłopaków, którzy wtuleni byli w moje ramiona. W końcu ciekawość zwyciężyła i odważyli się sami dotknąć psa. Sami, bo nie miałem najmniejszego zamiaru ich do tego namawiać. Od tamtej pory nie mamy z tym problemu. Cieszę się z tego bardzo, bo miłość i szacunek do zwierząt oraz całej przyrody, to jest coś co chciałbym wpoić swoim synom.

Dziecko i pies – czy warto?

Warto. Jedne z moich najwspanialszych wspomnień z dzieciństwa, to też zabawy z psem, który był w naszym domu od szczeniaka. Swoim dzieciom też kiedyś zafundowałbym taką przygodę, ale  mam świadomość też, jak duży jest to obowiązek i to głownie dla rodziców. Pies to nie zabawka, co choć wydaje się oczywiste, to wygląda, że jednak oczywiste nie jest. Przecież zwierzęta w schroniskach nie wzięły się tam same. Jest tam ich potwornie dużo. Jeżeli macie więc jakiekolwiek wątpliwości, to STOP! Nie kupujcie dziecku zwierzaka.

Photo credit: Donnie Ray Jones /  Creative Commons Attribution-ShareAlike 2.0 Generic (CC BY-SA 2.0)
Na stronie wykorzystano materiały udostępnione nieodpłatnie na https://www.hissteria.pl/

Dzieci są analogowe

Świat cyfrowy

Żyjemy w świecie przesiąkniętym elektroniką i gadżetami. Dziś najprostsze nawet czynności wspomagane są przez komputer, a telefon jest nawet ważniejszy niż portfel. Po prostu, bez telefonu nie wychodzi się dziś z domu. Zabawki naszych dzieci też się nieco zmieniły, przez co Ojcowie mają drugą młodość, ale wciąż, mimo tej całej elektroniki i cyfryzacji dzieci powstają w sposób analogowy. Żyjemy jednak w świecie, w którym coraz bardziej stawia się na obsługę komputera, niż na umiejętność myślenia. Zapominamy, że komputer czy tablet, to tylko narzędzie, prawie takie samo jak młotek, czy długopis, a naszym celem nie powinna być obsługi narzędzi, tylko tworzenie przy pomocy narzędzi. Dzieci są analogowe.

Świat realny

Problem polega na tym, że nasze życie ucieka ze świata realnego do świata komputerowego. Częściej rozmawiamy ze znajomymi za pomocą technologii niż, twarzą w twarz. Często też komputer towarzyszy nam w pracy, już nie tylko za biurkiem, ale też tej na hali produkcyjnej, bezpośrednio przy wytwarzaniu. Nie dziwi więc, że próbujemy oswoić z technologią już nasze dzieci, ale mam wrażenie, że często robimy to w sposób niewłaściwy. Bo czym jest nowoczesna technologia jeśli nie narzędziem, które ma ułatwić i uprościć nam życie, abyśmy paradoksalnie mieli więcej czasu na to, żeby bawić się ze swoimi dziećmi. Zamiast tego, zamiast być razem w realnym świecie, wpychamy nasze dzieci w świat cyfrowy dając im do ręki, choćby tablety – czytaj: Dlaczego pozwalam dziecku bawić się tabletem – wpis z bloga La Luna Loca.

Dzieci są analogowe

Zastanówmy się więc przez chwilę, czego tak naprawdę potrzebuje dziecko? Mam dwóch synów w wieku przedszkolnym, którzy właśnie teraz najbardziej potrzebują uwagi rodziców, bo wreszcie zaczynają rozumieć otaczający ich świat i zadają mnóstwo pytań. To teraz ich mózgi są jak gąbki chłonące wszystkie bodźce. To teraz poznają i rozumieją co to kolory, co znaczy gorąco czy zimno. To teraz zaczynają poznawać uczucia, mówić „Kocham Cię Tato” i przede wszystkim, mają świadomość, że są odrębnymi istotami – kształtuje się charakter i osobowość. W tym wieku naprawdę nie potrzeba dziecku elektronicznych gadżetów. Potrzebują za to nas, rodziców.

Dzieci w wieku do lat trzech nie potrzebują tabletów, telewizji i komputerów, tylko miłości, czułości, poczucia bezpieczeństwa, zabawy i ruchu. Dzieci są analogowe.

(możecie mnie cytować)

Zdaję sobie sprawę, dlaczego rodzice pozwalają jednak dzieciom oglądać telewizję czy bawić się tabletem. Tak, chwila spokoju jest cenna, ale płacą za to nasze dzieci. Nie jestem też przeciwnikiem technologii, bo mamy dość spory telewizor i całą masę elektroniki w domu, tylko nie siedzimy przed telewizorem z dziećmi (bajek niestety naoglądały się w żłobku). Mamy też komputery i tablet (tutaj i tutaj dowiecie się skąd mam tablet w domu), dzieci wiedzą co to telefon i potrafią sobie „odblokować”, a czasem przecież przez telefon rozmawiają z dziadkami. Przecież ten sprzęt jest w niemal każdym domu i to nie dzieci mają problem z jego obsługą, tylko my dorośli. Dla nas to nowość, dla nich rzeczywistość. Czy nie zauważyliście, że dzieci nawet te najmniejsze dają sobie radę z komputerem? Przecież postęp ich nie minie, przyjdzie wiek, gdy w szkole i domu zaczną używać tego sprzętu nie tylko do głupiej zabawy, ale do nauki i pracy, tak jak powinno się używać narzędzi. Do tego czasu, zanim poznają świat cyfrowy, poznają uczucia, które są analogowe. Nasze dzieci są pełne uczuć, są więc analogowe.

To teraz trochę głosu rozsądku (poniżej link). Nie chcę tutaj przepisywać „internetu”, dlatego zachęcam do zapoznania się z kilkoma faktami, a ja zapewniam Was, że do tematu wrócę. Potraktujcie to jako pierwszy wpis z serii.

WYLOGUJ SIĘ DO ŻYCIA… a robi się to TAK!
Photo credit: Mike Licht /  Creative Commons Attribution-ShareAlike 2.0 Generic (CC BY-SA 2.0)

Uważaj zanim podasz to swojemu dziecku

Potencjalnie niebezpieczna i szkodliwa substancja chemiczna, sklasyfikowana przez IUPAC (International Union of Pure and Applied Chemistry – źródło Wikipedia) pod nazwą OXIDANE. W zasadzie, to przecież każda substancja chemiczna jest szkodliwa, ale przecież nie każda podawana jest małemu dziecku (i to od urodzenia) i to w takich ilościach. Dlaczego więc tak się dzieje? Ja rozumiem, że w żywności są różne E, których opakowanie ma na etykiecie „uwaga trucizna”, rozumiem, że konserwanty, zostały potencjalnie dopuszczone i szkodzić nie powinny, ale my rodzice, powinniśmy szczególnie chronić nasze dzieci! OXIDANE nie ma smaku ani zapachu, może przyjąć formę lotną (opary, które wdychamy) jak i formę stałą (często stanowi część naszego pożywienia). W przemyśle, także spożywczym używany jest na masową skalę. Co roku, powiedzmy sobie to wprost, zabija kilkaset osób rocznie.

Jesteś równie wstrząśnięty tą informacją jak ja? Informacja znaleziona w sieci, podane źródło z WIKI – dokładne źródło. Blady strach powinien paść na każdego. Przecież, to co napisałem to prawda. Czy jednak nie czujesz się odrobinę oszukany? Możesz wpisać swoje oburzenie w komentarzach, będę za nie bardzo wdzięczny. Ale zanim to zrobisz, przeczytaj dalej…

To ty wychowujesz swoje dziecko

Piszę o tym, ponieważ prowadzę tak zwanego bloga, który można by podciągnąć do kategorii parentingowego i w pewnym sensie jestem „opiniotwórczy”, czyli moja opinia może być, dla Ciebie czytelniku, ważna. Tak samo zresztą się dzieje, gdy czytam inne blogi lub artykuły w internecie. Opinie ich autorów są dla mnie ważne, czasem mają wpływ na moje decyzje, ale nie podchodzę do nich bezkrytycznie. Opinie te, mają mi pomóc podjąć decyzję, ale nie mogą być jedynym impulsem, do jej podjęcia. Szlag mnie trafia, gdy czytam na jakimś blogu komentarz typu „och, ach, ja też tak swoim dzieciom zrobię”. Serio, bo przeczytaliście gdzieś w necie, że szczepienia szkodzą, więc nie szczepmy (a może szczepmy, kto ma rację), że Mikołaj nie istnieje i nie powinno wmawiać się dzieciom, że jest (Rzecznik Praw Dziecka twierdzi coś innego), że dzieci nie wolno chwalić (sorki Blogodzinka ;-) ), a ja twierdzę, że chwalić należy. To kto ma rację? Ten, co pisze lepsze teksty?

Więc proszę, czytajcie blogi, zwłaszcza mój. Piszę to bardzo serio. Tylko niech to, co przeczytacie przemyślicie i wciąż będziecie mieć wątpliwości, bo to zmusi Was do szukania i podejmowania bardziej racjonalnych decyzji, zwłaszcza jeśli chodzi o dzieci. To musi być Wasza decyzja, której nie podejmiecie pod wpływem emocji po przeczytaniu wpisu na czyimś blogu.

P.S. Jeśli wciąż jesteście za tym, żeby zakazać używania OXIDANu, to muszę Was zmartwić, bo to zwykła woda. Choć bardziej ja jestem zmartwiony, że tego nie sprawdziliście.

Photo credit: romana klee /  Creative Commons Attribution-ShareAlike 2.0 Generic (CC BY-SA 2.0)

Jak nie karać dzieci

Jak nie karać dzieci

Każdy chyba słyszał o bezstresowym wychowaniu dzieci. Znacie to? Nie jeden dowcip o tym słyszałem i przyznam się szczerze, że zaczynam w to wierzyć. Wszechogarniająca wolność, przypomina raczej anarchię, bo żadne normy już nas nie ograniczają, wolno nam wszystko, więc na coraz więcej pozwalamy też dzieciom, bo nie powiecie mi, że na zachowanie własnych dzieci nie macie wpływu. Nie wiem ile w tym prawdy, że to „bezstresowe wychowanie” jest temu winne, że dzisiaj tak ciężko o posłuch w szkole czy szacunek do starszych na ulicy, bo o mieniu wspólnym nawet nie wspomnę. Czy to czasy takie, a może po prostu brak kar za złe zachowania? A skoro już o tym mowa, to czy klaps (zobacz: Bicie uczy, ale tylko złych rzeczy” – kampania społeczna) lub inne kary psychofizyczne, które dziecko ma zmusić do dobrego zachowania, to dobra metoda wychowawcza?

Karanie nie działa – co do tego nie mam wątpliwości. Czy Was w pracy, ktoś każe biciem jak zrobicie coś źle? Może tylko zabiera premię, ale czy to znaczy, że następnym razem się nie pomylicie? Nie sądzę, raczej fakt  popełnienia błędu ukryjecie. A lubicie jak szef na Was krzyczy? Też nie? Szkoda, bo gdyby spróbował, to byście go do sądu o mobbing podali. To dlaczego myślicie, że na dzieci karanie podziała? To jak nie karać dzieci?

Kochasz, to wymagaj

Gdy rodzi się dziecko, to na Nas rodzicach spoczywa ogromna odpowiedzialność za wychowanie młodego człowieka. Gdy słyszę, że przewijanie, ciągły płacz czy nie przespane noce, to najgorsze co może rodzica spotkać (zobacz co mogłoby Cię spotkać, choć nie do końca się z tym zgadzam: HNB), to powiem tylko, że to był Pikuś (pan Pikuś). Pieluchy się skończą, noce będą coraz dłuższe, problemów sporo ubędzie ale zaczną się nowe. Bardziej tego, że mam przebrać dwie śmieszące pieluchy, nakarmić i wykąpać niemowlaka a potem jeszcze wstać w nocy ze 3 razy i kołysać w rękach (obu na raz, zobacz: Tata – najważniejsza rola w życiu), to bardziej obawiam się tego co nadejdzie teraz, wychowania.

Dziecko to mały człowiek, który musi nauczyć się żyć w społeczeństwie i musi też nauczyć się przestrzegać norm społecznych, rodzinnych i prawa. Dziecko nie może piszczeć, tupać i robić z rodzicami co chce, bo od dziecka, jako takiej samej jak wy osoby można wymagać. Choć dziecko łatwo mi zrozumieć, bo gdy ja każę mu wysiedzieć grzecznie pół godziny w poczekalni do lekarza, sam tyle czasu na zakupach bym nie wytrzymał, to jednak będę je prosił o spokój lub chociaż jakoś zagadywał. Dziecko potrzebuje granic i zasad, które muszą być oparte na obustronnym szacunku, tak samo jak dziecko ma szanować Was, tak i Wy musicie uszanować swoje dziecko. Zasady muszą być przestrzegane konsekwentnie, nie wybiórczo i nie wybranych, ale każdego w rodzinie. Potem trzeba się z dzieckiem dogadać, co nie oznacza pertraktacji, ale zapewne wiele rozmów i tłumaczenia, a przede wszystkim własnej postawy, bo jeśli sami robicie coś, co jest złe i dziecko to widzi, to wtedy te całe zasady można sobie w buty wsadzić, skoro tylko w jedną stronę obowiązują. Tego się właśnie najbardziej boję, bo żeby dobrze wychować dziecko, sam muszę się dobrze zachowywać świecąc mu niby przykładem. Boję się krzyku, tego że nie wytrzymam i krzyknę na chłopców, boję się, że za którymś razem wstanę i będę chciał im dać klapsa. Boję się, że zrobię coś, czego przy nich robić czy mówić nie powinienem, a oni to wyłapią. Boję się, że będę złym rodzicem, a kiedyś za wiele lat, przyjdzie mi do głowy, że jednak powinienem ich karać.

Jak to zawsze w życiu bywa

Tyle teorii, bo z praktyką jest już gorzej. Niby można obejść się bez krzyku i klapsa, ale czasem trzeba po prostu powiedzieć „NIE”, bo i spokojna rozmowa i sensowne wytłumaczenie na nic się zdadzą, taki już urok rodzicielstwa, to wtedy czasem nie ma rady, trzeba ukarać. Nie biciem, nie krzykiem, ale konsekwencjami. To chyba, to czego mi współcześnie w społeczeństwie brakuje. Konsekwencji! Jeśli syn zniszczy zabawkę, choć sto razy mówiłem mu, że tak będzie, to trudno. Nie będzie miał nowej zabawki. Jeśli uderzy brata, to niech wie, że go boli, a mi jest przykro, i dopóki nie przeprosi i nie naprawi krzywdy, nie będzie się po prostu z nami bawił. Nie będę wyganiał, na „karnego jeżyka”, bo to tylko uspokoić na chwilę pomoże, ale przyczyny złego zachowania nie rozwiążę, bo przecież przyczyna być musi. Zapytam, co się stało, dlaczego to zrobił, i jeśli będzie w stanie mi wytłumaczyć co się stało, to ja postaram się to zmienić. Czasem mam wrażenie, że poczucie, że kogoś się zawiodło, że rodzice są smutni, że musieli sprzątać lub jest im przykro, jest wystarczająca karą dla dziecka, a nawet i to może za dużo. Jedno jest pewne, bić, dawać klapsów, zamykać, straszyć policjantem czy baba-jagą nie wolno! Nie o strach przed karą przecież chodzi, tylko o zasady, które należy przestrzegać, tak teraz jak i później w dorosłym życiu. O zasady, które są słuszne, które warto bronić.

***

Dekalog Ojca po mojemu

Photo credit: Clemens v. Vogelsang /  Creative Commons Attribution-ShareAlike 2.0 Generic (CC BY-SA 2.0)

Nie piję – jestem rodzicem

Nie pijesz? Co z tobą?

Alkohol towarzyszy nam od zawsze. Każda impreza z rodziną, czy to narodziny dziecka, czy pogrzeb dziadka, ślub czy pierwsza komunia dzieci – każda okazja jest dobra.A gdy nie ma okazji? Kieliszek rozgrzewa, chłodne piwko przy grillu chłodzi, pomaga na nerki, na krążenie, na trawienie, tylko wątrobie jakoś mniej służy. Jeśli więc jesteś na grillu, imprezie lub tylko zaczyna się weekend, sięgasz po alkohol, a gdy jednak odmówisz, to wszyscy patrzą na Ciebie jak na chorego, bo przecież musisz być chory jak nie pijesz. No dobra. Alkohol jest dla ludzi, można się napić, przecież to naprawdę nic złego, pod warunkiem, że pijesz z umiarem (Umiar ma to do siebie, że nie zawsze chce pić z Tobą) – czasem lampka wina z żoną, dla rozluźnienia, gdy dzieci już zasną, czasem piwko do filmu. Naprawdę, nie jestem wrogiem alkoholu.

Co się jednak dzieje, gdy nagle zostajesz rodzicem? Gdy kobieta zachodzi w ciążę, to niemal naturalne jest to, że nie pije alkoholu. Potem, po urodzeniu, zazwyczaj karmi piersią, więc znów picie alkoholu odpada, przynajmniej przez jakiś czas. A nawet jak nie karmi, to pić nie ma kiedy, bo tyle rzeczy przy dzieciach trzeba zrobić. Jednak ojców taki zakaz nie dotyczy, przecież nie będą karmić piersią, a alkohol jest dla ludzi. Jedno piwko na pewno nikomu nie zaszkodzi. I niech tak zostanie, pod warunkiem, że jest to jedno piwko.

Nie piję – jestem rodzicem

Są jednak sytuacje, których jako rodzic nie zniosę, a sama myśl o nich wywołuje u mnie złość. Zajrzyj sobie proszę o Tutaj, do Onetu i poczytaj, jak bardzo jest niebezpieczne picie w ciąży, i niestety, jest to problem nie tylko „marginesu”. Za to ja, odstawiłem swoje piwko, jak tylko dowiedziałem się, że będę ojcem. Nie było żadnego oblewania, nie było żadnego „pępkowego”, po prostu nie było, bo nie miałem na to czasu.  Decyzja była nie tylko świadoma, ale i odpowiedzialna, bo ciąża moich dzieci była zagrożona, a ja w każdej chwili musiałem być gotowy jechać do szpitala.

Przy dwójce dzieci jest sporo pracy, a ja chciałem pomagać żonie, więc miałem też swoje obowiązki. Do nich należał codzienny spacer. Biorę wózek z dziećmi, torbę, kilka pieluch i w drogę. Czasem spotykałem na spacerze innych ojców, którzy jak ja wyszli z dziećmi i wózkiem na sparcer, a co nie którzy, korzystając z okazji, palą sobie papieroska i wychylają schowane pod kocykiem dziecięcym piwko. Chciałoby się wręcz powiedzieć „Prowadzisz – nie pij”, choć mam wrażenie, że tylko ja uważam to za coś okropnego. Mówiąc dosadniej, to mnie szlag trafia i przysłowiowy nóż się w kieszeni otwiera, bo chcesz się chłopie napić, to idź do baru, ale dziecko w domu zostaw. A jak już łaskawie wyszedłeś na ten cholerny spacer, to odpuść sobie to cholerne, jedno piwko, chyba że… chyba, że już inaczej nie potrafisz.

Jeden rodzic musi być trzeźwy

Brak wyobraźni. W skrócie tak można to określić. Alkohol jest dla ludzi, to prawda, ale my rodzice odpowiadamy nie tylko za siebie, ale też nasze dzieci. Dobrze wiemy, wiele nie trzeba, chwila nie uwagi i nieszczęście gotowe. Dobrze wiemy, że dzieci mają groźne pomysły i robią to, czego nie powinny, nawet jak my na nie uważamy i jesteśmy trzeźwi. Gorzej jak coś piliśmy, bo wtedy zawsze będzie w nas poczucie winy, że to przez nas, bo nie zauważyliśmy. Nie wyobrażam sobie iść na imprezę, grilla, czy ze znajomymi, jeśli są z nami dzieci, by  pić alkohol, chociaż nawet by to miało być jedno piwo. Tak po prostu czuję. Moje uczucia Was przekonać jednak nie muszą, ale pamiętajcie, że rodzice opiekujący się dziećmi nie mogą być w stanie nietrzeźwości, ale nie muszą być absolutnie trzeźwi. Tylko czym innym jest opieka nad niemowlakiem, który bezgranicznie jest pod naszą uwagą i opieką, a co innego gdy na grilla zabieramy dużo starsze dziecko. Widzicie różnicę?

Photo credit: surlygirl /  Creative Commons Attribution-ShareAlike 2.0 Generic (CC BY-SA 2.0)

Jak wychować chłopca na mężczyznę

Prawdziwych mężczyzn już nie ma

W kwietniu 2014, na gali MMA w Rawiczu, dwóch chłopców w wieku 12 lat walczyło jak prawdziwi mężczyźni, niemal „pełny kontakt”. Jeden ciężko znokautował drugiego. Myślę, że ich ojcowie są naprawdę z nich dumni – chłopcy wyrosną na prawdziwych mężczyzn…

Widać Ci chłopcy niczego się nie boją, byle pająk czy mucha nie robią na nich wrażenia, a pies sąsiada? Niech lepiej podkuli ogon i zmyka do budy, bo prawdziwi mężczyźni nadchodzą. A gdy twoje dziecko, syn, a może nawet partner, mąż lub kochanek będzie bał się pająka, to pokaż mu ten film i powiedź do niego, że jest „BABA”. Wiadomo, kobiety szukają „samca Alfa”, takiego co przypier… wiadomo. Najlepiej więc zacznij od kołyski dbać o swojego syna, by stał się mężczyzną.

Jak wychować chłopca na mężczyznę

Jeśli doczytałeś do tego miejsca, to uspokój emocje. Nie, to nie jest według mnie obraz prawdziwego mężczyzny, choć wiem, że wielu z Was może uważać inaczej. Być mężczyzną w dzisiejszych czasach jest wyjątkowo trudno, serio. Właściwie nie ma dziś męskich zajęć, gotowanie, sprzątanie czy opieka nad dzieckiem to nie jest już tylko domena kobiet. Także coraz częściej się mówi o „płci społecznej”, co nadinterpetowane oznacza, że kobieta może być mężczyzną, a mężczyzna kobietą, jeśli tylko przyjmie taką rolę. Tak, naprawdę mamy ciężko.

Mam dwóch synów i choć są bliźniakami, są zupełnie różni. Chciałbym im przekazać tak wiele, chciałbym być z nich w przyszłości dumny, chciałbym, żeby wyrośli na prawdziwych mężczyzn, co wcale nie będzie proste. Chciałbym ich wychować na dobrych ludzi. To na początek, bo prawdziwymi mężczyznami staną się sami.

Dziś moi synowie mają niewiele, bo dopiero nie całe 4 latka. Nie będę się upierał, że mają być silni, mają się nie bać i wszystko brać na klatę. Nie będę się upierał, że mają być poobijani i wiecznie brudni, bo są chłopcami. Nie będę też kazał im przestać płakać, bo prawdziwy mężczyzna nie płacze, ani też nie będę zakazywał się przytulać do mnie, bo to nie męskie. Co to, to nie! Ale gdybym miał córkę, to nie upierałbym się, żeby miała tylko różowe ciuchy, żeby nie chodziła tylko w sukienkach, żeby nie chodziła tylko z mamą, bo jest dziewczynką. Nie zakazywałbym biegania, żeby się przypadkiem nie wybrudziła, nie kazałbym bawić się tylko lalkami, nie malowałbym paznokci czy przekłuwał uszy, bo tak robią dziewczynki. Co to, to nie! Uczyłbym miłości, odpowiedzialności, broniłbym przed pająkiem czy psem na ulicy, zapaliłbym światło w nocy, a gdy zacznie płakać przytuliłbym i pozwolił spać w naszym łóżku – nie dlatego, że jest małym chłopcem czy dziewczynką, ale dlatego że jest moim dzieckiem.

Jednak mam synów, którzy są jednak chłopcami i choć jeszcze częściej wołają „Mama”, to pewnego dnia częściej będą wołać „Tato”, bo będę im potrzebny. Będę dla nich pierwszym wzorem męskości, może nie doskonałym, ale tym pierwszym najważniejszym. Pewnego dnia, wprowadzę ich w męski świat, pokaże mój punkt widzenia i przekaże kolejną cząstkę siebie. Już teraz robię to nieświadomie, bo jakimś cudem przemyciłem im do głowy „Dziewczynki chodzą na zakupy, a chłopcy parkują”, bo w domu to ja mam tylko prawo jazdy i czasem żonę zostawiam pod sklepem, a sam z dzieciakami szukam miejsca na parkingu. Albo to, „Tata naprawi…”, choć to tylko samochodzik, to tata ma magiczne klucze, klej i młotek, to tata wymienia baterie. Tak, to dopiero początek. Tak, dam im to, czego sam nie miałem, a bardzo potrzebowałem.

Jeśli jesteś samotną matką

Jeśli jesteś samotną matką, to nie znaczy, że nie  dasz rady wychować syna, to nie jest tak że, musisz mieć „faceta”, dla dziecka. To znaczy tylko tyle, że Twój dorastający syn będzie szukał męskiego wzorca. Pozwól mu więc go znaleźć. Czy ty masz wspaniałego ojca, a może wujek, trener karate? Ktoś, kto pokaże drugą stronę, tę do której jako kobieta nie powinnaś mieć wstępu. W końcu twój syn ma stać się mężczyzną, a to oznacza pewną samodzielność. To dlatego mówi się, że facet nie chce przytulić jak dziecko płacze. On chce przytulić, ale zanim to zrobi czeka, aż maluch sam wstanie, bo tak robi prawdziwy mężczyzna. Jeśli pies wejdzie wam w drogę, to chwytasz dziecko na ręce, a ojciec najpierw powie „Nie bój się synu, jesteś ze mną”, i pokaże dziecku swoją odwagę i pewność siebie. A jak czasem syn nie chce iść, bo bolą go nogi, to jako matka weźmiesz na ręce, a ojciec tylko pogoni, bo wie, że mężczyzna musi iść wytrwale do celu. I kto synowi pokaże, że jesteś najważniejsza, że należy Ci się szacunek i że trzeba kupować Ci kwiaty? No kto?

Photo credit: rolandslakis /  Creative Commons Attribution-ShareAlike 2.0 Generic (CC BY-SA 2.0)

Samodzielne dzieci – dlaczego to takie ważne

Dorośli czy jeszcze dzieci?

Do tego wpisu skłoniła mnie rozmowa z jednym z pracowników w firmie, w której pracuje. Otóż ten człowiek właśnie wysyła syna na studia, ma więc chłopak około 19 lat,  teoretycznie jest już dorosły i samodzielny. Piszę o tym dlatego, że jego rodzice jadą z nim na uczelnie i szukają mu mieszkania, a dokładnie pokoju jednoosobowego w stancji, bo akademika nie ma szans dostać (za blisko domu), a jednocześnie nie chce mieszkać z nikim nowym i obcym bo się po prostu boi. To, że rodzice mu pomagają to się chwali, ale z rozmowy wyszło też, że tak naprawdę chłopak nigdy sam nic nie musiał załatwiać, więc rodzice muszą mu pomóc nie tylko pomóc finansowa rzecz jasna,  ale też tak naprawdę wybrać tę stancję za niego. No chwila. Chłopak ma 19 lat, dowód osobisty, wziąć kredyt w banku, może głosować, prowadzić samochód, pić alkohol, może nawet mieć dzieci. No właśnie. Może mieć dzieci i brać za nie odpowiedzialność sam do końca nie będąc za siebie odpowiedzialnym. Nie twierdzę, że ten chłopak jest do niczego, ani że jego rodzice zrobili błąd w wychowaniu, bo ich sytuacji nie znam. To była tylko jedna rozmowa, ale uświadomiła mi jakie zadanie na minie ciąży – jestem przecież ojcem bliźniaków, i chcę mieć samodzielne dzieci.

Czy twoje dziecko sprząta zabawki?

Dlatego, że są dziećmi i tak je też traktujemy. Sprzątamy za nich ich zabawki, karmimy przy stole by szybciej zjadły, ubieramy ich bo się spieszymy i już jesteśmy spóźnieni, robimy to wszystko za nich bo tak jest szybciej i wygodniej, ale dla nas, nie dla nich. Potem mamy (przypadek autentyczny) pięcioletnią dziewczynkę, która chodzi ze smoczkiem i śpi z mamą w jednym łóżku, albo że powstają takie programy w telewizji jak „Surowi rodzice”, gdzie oglądając wydaje nam się, że to jakaś patologia.

Pomyślmy jednak, że to dziecko, to tak naprawdę mały człowiek, który jak każdy z nas musi się uczyć życia i zdobywać doświadczenie. W samodzielności nie chodzi o to, żeby dziecko w wieku 13 lat poszło „na swoje”, ale żeby mogło świadomie podejmować pewne decyzje, mieć swoje obowiązki oraz pewną odpowiedzialność za swoje czyny już właśnie od małego. Nie bez powodu granica 13 lat jest granicą, gdzie dziecko może (nie jest to takie proste)  już odpowiadać za swoje czyny.

Mamo, tato chcę być duży!

O ile nie sądzę, że ktoś z was karmi lub ubiera 13-latka, to 3-latka jak najbardziej. Pytanie więc kiedy zacząć usamodzielniać dziecko i jak to zrobić? Moja odpowiedź brzmi: Jak najwcześniej. To się naprawdę opłaca – dzięki temu mu rodzice mamy łatwiej już teraz, a dzieci będą miały łatwiej w przyszłości. Mówię wam to z praktyki. To kiedy zacząć? Po urodzeniu. Jak to zapytacie? Ano tak!

  • Zacznijcie od planu dnia. Stałe pory karmienia (w granicach rozsądku), stałe pory spacerów, stałe pory spania – to na początek.
  • Własne łóżko w po 3 miesiącu życia – dlaczego nie? Łóżeczko we własnym pokoju? – Super!
  • Pozbądź się smoczka – to tylko uspokajacz, w dodatku uspokaja rodzica a nie dziecko (moje chłopaki od 9 m-c już zaczynały życie bez smoczków)
  • Pieluch można próbować się pozbyć jak dziecko ma około 2 latek – nocnik jest fajny. Zachęcać malucha do pozbycia się ich nie jest łatwo, ale w tym wieku dziecko już kuma.
  • Dwulatek może sprzątać zabawki z Tobą – to świetna zabawa na początku, a później dobry nawyk. Trzylatek sprząta już sam – Ty możesz mu tylko pomóc.
  • Dwulatek sam już je. Fakt, schodzi mu to trochę, ale jak siedzicie razem przy stole rodziną i macie czas na obiad (no nie mówcie, że nie macie czasu na wspólny obiad), to nie jest to problem.
  • Trzylatek sam się już może ubrać (moje chłopaki mają teraz, gdy to pisze 3,5 roku). Nie wszystko, z koszulkami mogą mieć problem, bo to na lewą stronę ubierze, a to ściągnąć ciężko.
  • Trzylatek może sam już zdecydować co chce jeść np. na śniadanie albo kolacje (oczywiście z menu jakie sami wybierzemy).
  • Jak trzylatek nie zje całej kolacji, to będzie głodny – takie są konsekwencje, tego też musi się nauczyć, a jak raz nie zje to nic mu się nie stanie.
  • Dziecko ma przede wszystkim wykonać jak najwięcej samo, niekoniecznie dobrze – to przyjdzie z czasem. Za to my mamy stać blisko gdy poprosi o pomoc.

To tylko przykłady. Tak naprawdę sami musicie zdecydować, czy i kiedy zaczniecie usamodzielniać dziecko. Nam było łatwiej, bo w małego były w żłobku, a teraz są w przedszkolu. Zresztą takie przedszkole własnie dlatego jest dla dziecka dobre bo oprócz nauki samodzielności jest jeszcze nauka współżycia w grupie. Moje chłopaki w wieku 3 lat miały najlepszego kolegę, który niestety teraz jest w innym przedszkolu, ale którego jak widzą to istne szaleństwo.

Samodzielne dzieci

Uczenie dzieci samodzielności nie oznacza, że nie będzie potrzebowało naszej miłości i opieki. Naszym zadaniem jest je przygotować do życia, które nigdy nie było łatwe i łatwe nie będzie. Chcecie mieć „życiowego kalekę” – proszę bardzo. Tu wrócę do tego 19 latka z początku artykułu. Sorry, ale ja studia załatwiałem sobie sam. Akademik, mieszkanie, potem zmiana uczelni z Rzeszowa do Wrocławia – wszystko sam. Nie tylko dlatego, że byłem samodzielny, tylko dlatego że byłem zmuszony. Wiem, że czeka mnie sporo pracy jeszcze z moimi chłopakami – to dopiero początek drogi. Później mam zamiar nadrabiać to, czego szkoła nie uczy – dla przykładu wypełniać PITa, bo chociaż matematyki w szkole dużo, to akurat tego nie uczą. Albo chociaż oszczędzać pieniądze, korzystać z pieniędzy w ogóle, załatwić coś w urzędzie. A jeśli pójdą kiedyś moje dzieci na studia, to mam nadzieję, że akademik załatwią sobie same.

 Photo credit: juhansonin /  Creative Commons Attribution-ShareAlike 2.0 Generic (CC BY-SA 2.0)