Plac zabaw dla dzieci? Tego powinni zakazać!

Czym są zagrożenia, których obawia się przeciętny mieszkaniec blokowiska? Można przecież trafić na nieciekawe sąsiedztwo, całonocny sklep z alkoholem, pijackie burdy lub co najgorsze – plac zabaw dla dzieci.

14 rad dla maturzystów i moich dzieci

Chociaż szkołę mam już za sobą, to zawsze w maju, gdy kwitną kasztany wspominam swoją szkołę, wspominam maturę i dawnego siebie. Jestem jednym z tych dinozaurów, którzy nie chodzili do gimnazjum, a maturę pisali „na starych” zasadach (teraz poczułem się naprawdę staro). Właściwie mógłby to być koniec mojej edukacji, chociaż ja wybrałem się jeszcze na studia. Mając maturę i ukończone 18 lat, wie się o świecie już wszytko. Życie szybko zweryfikowało moje poglądy i postawiło mnie do pionu. Mam jednak kilka rada dla maturzystów, ale głownie chciałbym tych kilka skromnych prawd wpoić swoim dzieciom. Może coś z tego kiedyś zrozumieją.

Czarny protest ojca dwójki dzieci, męża i mężczyzny

Czarny protest

Miałem niepowtarzalna i jedyną okazję milczeć. Niestety z tej okazji nie skorzystałem. Poczułem, że muszę o tym napisać nie zważając na to, co sobie pomyślicie. I mam do tego prawo, bo choć nie mam macicy, to jestem rodzicem. Ja też dałem życie. Czytam o projekcie zmiany ustawy o planowaniu rodziny, o którym jest tak głośno, widzę jak ludzie podzielili się na dwa obozy – zwalczając się nawzajem, bo w tym temacie nie ma miejsca na merytoryczną dyskusję. Są za to emocje. Jest też czarny protest…

Czego się nie robi na placu zabaw

Siedzę sobie właśnie na placu zabaw. Dzieciaki bawią się w piaskownicy, a ja próbuje ukryć się w cieniu przed słońcem. Przez słoneczne okulary obserwuję bawiące się dzieci i ich rodziców. Plac zabaw to miejsce publiczne. Obowiązują pewne zasady, ale chyba nie wszystkich.

Place zabaw, to zdecydowanie miejsca publiczne. Przestrzeń, w której powinny obowiązywać choćby podstawowe zasady współżycia społecznego. A jednak, mam wrażenie, że nie wszyscy o tym pamiętają i dają przykład, czasem bardzo negatywny, swoim dzieciom. No ale co ja mogę? Nikt przecież nie lubi, kiedy ktoś się wtrąca i mówi innym jak żyć. A ja się jednak wtrącę, pomarudzę i ponarzekam. Może nawet kogoś oburzę, ale wolno mi, skoro część z Was…

Szczepionka przeciw głupocie

Głupia moda czy fakty?

Wiecie co mi się nie podoba w modzie na „nieszczepienie”? Że większość, która nie szczepi, nie ma pojęcia dlaczego to robi. Bo tak przeczytali w internecie? Bo robią to inni, a my lubimy przecież podążać za modą? Bo szczepionki szkodzą małemu dziecku? Szkodzą. Tak samo jak powietrze, którym oddychają lub woda, którą piją. Słodkie napoje i tuczące przekąski, palnie papierosów w pobliżu dziecka – to przecież nie szkodzi, ale szczepionki tak. Myślę, że równie dużo jest badań potwierdzających szkodliwość, jak i mówiących o tym, że szczepionki ratują życie. Chcecie ratować życie i zdrowie swoich dzieci i nie narażać ich niepotrzebnie? To mamy problem, bo ja też – dlatego zaszczepiłem swoje dzieci.

Człowiek + choroba = to skomplikowane

To gdzie te straszne choroby? Gdzie czarna ospa? Gdzie odra? No tak, odra to zły przykład – mamy kilka zachorowań na całym świecie w tym w Polsce. Ale przecież choruje tylko kilka osób prawda? Gówno prawda. Te choroby stanowią realne zagrożenie, ale nie tak łatwo zachorować. Mamy postęp w medycynie, ale również mamy nowe zagrożenia – choroby cywilizacyjne. Mamy dostęp do czystej i świeżej wody, leków i witamin. Mamy też alergie, zatrute środowisko, sztucznie przetworzone jedzenie, które w oczywisty sposób osłabiają odporność. Mamy też szczepionki, a dzięki nim mamy odporność zbiorową. Wiecie co to? Każde szczepienie uodparnia pojedynczą osobę, ale dzięki masowości więcej osób staje się odporna lub przechodzi chorobę łagodniej. Dzięki temu choroby się nie szerzą tak szybko, jakby mogły. To jednak tylko część prawdy. To jak jedna strona medalu.

Druga strona medalu

Odporność zbiorowa to dobra rzecz, lecz wypiera odporność naturalną zamiast ją uzupełniać. To dlatego, że lekko nam się zmienił tryb życia. Kojarzycie Wasze dzieciństwo? Było trochę inaczej niż teraz. Ja wychowałem się na wsi – niech rodacy z mojego miasteczka mi wybacza, że na czas wpisu odebrałem mojej miejscowości rodzinnej prawa miejskie. W każdym razie, była to wieś. Nawet krowy sąsiadka miała i konia. Psy i koty łaziły do woli po domu, a jajka brało się prosto z gniazda. Odporność naturalna, to ta nabyta w kontakcie z rzeczywistą chorobą i ta jest najskuteczniejsza, ale bardziej niebezpieczna – trzeba przeżyć chorobę. Tu pojawiają się szczepienia, które mają zapobiec takiemu przebiegowi zdarzeń, ale przenoszą zachorowanie na wiek niemowlęcy lub życie dorosłe – żadne szczepienie nie jest trwałe. O ile kiedyś, dzieci po prostu się karmiło piersią, co uodporniało dziecko na większość chorób, teraz jest z tym różnie – nie każda mama chce karmić piersią, ale przede wszystkim żyjemy w świecie o wiele bardziej sterylnym – trudniej o choroby. Trochę inaczej jest, gdy dziecko siedzi w domu, bo ma się nim kto zająć, a inaczej gdy idzie do przedszkola, gdzie spotyka inne dzieci – po prostu zaczyna chorować, bo ma kontakt z mikrobami. Mieszkam teraz w bloku i moje dzieciaki nie miały kontaktu z kotem czy kurami, bo nawet nie ma gdzie. Z drugiej strony, wiele chorób nazywanych było „chorobami wieku dziecięcego”, bo przechodziło się je w wieku dziecięcym, ale groźne były dla dorosłego – różyczka i świnka. Tylko ze szczepieniami u dorosłych jest jeszcze gorzej – jakoś nikomu nie po drodze. Wątpię, żeby ktokolwiek z dorosłych chciał się na te choroby szczepić w myśl zasady „po co mi to – przecież do tej pory nie zachorowałem”. A no po to, że to ty drogi rodzicu przynosisz większość chorób ze świata zewnętrznego do domu i chociaż przejdziesz je łagodniej, to z pewnością „sprzedasz” mikroby swojemu dziecku.

Szczepionka na głupotę

Problem w tym, że takiej szczepionki nie ma. Na ludzką głupotę nie wynaleziono nic skutecznego, a szkoda. Powoduje to naprawdę denną dyskusję na temat szczepień – każdy stoi przy swoim i pokazuje „jakieś” wyniki „jakiś” badań, najlepiej podpisanych przez prof., dr lub dowolnego innego szarlatana, który krzyknie „szczepienia wywołują autyzm”. Głupi lud to kupi lub co gorsza, przyjdzie mu do głowy „ospa party”, jako naturalna metoda wzmocnienia organizmu – oczywiście możliwości powikłań w tym śmierci nikt nie bierze na poważnie. Wiecie co mi to przypomina? Gdy ktoś krzyknie na plaży „rekin”, wszyscy natychmiast wyskakują z wody nie patrząc nawet czy ten rekin rzeczywiście tam jest. A jest się czego bać. Rekiny w 2011 roku zaatakowały 125 razy, z czego 25 śmiertelnie.  To teraz, spójrzcie na opakowania po papierosach – ostrzegają, że palenie zabija, powoduje raka i inne takie, jednak rocznie w wyniku palenia papierosów umiera 6 mln osób (sześć milionów)! Łatwiej więc zginąć od papierosów, niż w wyniku ataku rekina. Ze szczepieniami jest podobnie. Tutaj naszym rekinem jest NOP. Nie jest to nic niezwykłego, tylko możliwa do wystąpienia niepożądana reakcja organizmu. Oczywiście, że jest ona groźna, oczywiście, że może się przydarzyć i oczywiście, że może być przyczyną śmierci, tak samo jak choroba, przed którą szczepienie miałoby chronić. Tylko my wciąż słyszymy jak echo „rekin” i panicznie boimy się sczepień, a przecież nie o to chodzi, żeby nie szczepić w ogóle, tylko robić to z głową! Zamiast panicznego strachu, proponuję rozmowę z zaufanym lekarzem i podjęcie decyzji o szczepieniu/nieszczepieniu po zapoznaniu się nie z internetowymi rewelacjami, ale ze zdrowym rozsądkiem. Inaczej będzie wyglądać sytuacja, gdy dziecko siedzi z rodzicami w domu, a inaczej gdy idzie do żłobka/przedszkola, a jeszcze inaczej gdy wiesz, że w rodzinie występowały kiedyś odczyny poszczepienne.

Świadoma decyzja

Wciąż słyszę, że ludzie powinni sami decydować o sobie i o tym jak chcą żyć. I słusznie, bo tak być powinno, jednak wraz z wolnością bierz człowieku na klatę skutki swoich decyzji takie, jakimi są. Mamy publiczną służbę zdrowia, gwarantowaną przez konstytucję, leczenie jest wiec z naszych kieszeni. Szczepionki także. Koszt szczepionki jest jednak niższy niż leczenie szpitalne samej choroby i jej powikłań, a przymus sprawia, że dziś w Polsce na odrę choruje kilka, może kilkanaście osób, a w Niemczech, gdzie szczepienia na odrę są tylko zalecane, choruje już kilkaset osób. Przypadek? Nie sądzę. Pozostawiam do zastanowienia…

Tymczasem, jest coś, co możemy zrobić razem, by w przyszłości było lepiej. By lekarze nas informowali o wszystkich możliwych zagrożeniach, a producenci szczepionek nad nimi pracowali i ulepszali. Zapraszam do podpisania petycji dostępnej na stronie http://petycje.iozn.pl/szczepienia/. Myślę, że jej postulaty są całkiem do rzeczy i mogą się przysłużyć wszystkim, zarówno zwolennikom jak i przeciwnikom szczepień, ale to oceńcie sami.

Photo credit: Melissa Wiese /  Creative Commons Attribution-ShareAlike 2.0 Generic (CC BY-SA 2.0)

Szukam pracy

Szukam pracy

Szukam pracy – chociaż dzisiaj jest Piątek, 13-tego, to dla mnie bardziej pechowym dniem jest środa, gdy dostałem wypowiedzenie z pracy. Pech? Nie sądzę! Nie wierzę w pecha, czarne koty i przesądy, bo uważam, że to my sami kreujemy naszą rzeczywistość, jednak fakt jest taki, że dokładnie rok temu rozbiłem auto w drodze do pracy. To też było w 13-tego lutego. Właściwie to dlaczego miałbym zwalać winę na feralny los i biedne, nie winne zwierzęta, jakimi są czarne koty? Wiem, że po prostu to się stało, ja nie zachowałem odpowiedniej prędkości, ktoś się mocniej zagapił. Takie rzeczy się po prostu dzieją… Niestety od jakiegoś czasu jest ich kumulacja, a w totolotka nawet „trójki” jakoś nie mogę trafić…

Dość marudzenia! Szukam pracy! Jestem przy tym najlepszym pracownikiem na świecie, bo jestem rodzicem.

Rodzic najlepszym pracownikiem na świecie

O tym, że jest problem, to już chyba wszyscy wiecie. Kto czytał Nigdy się nie poddawajten już wie, że od jakiegoś czasu nie tylko ja szukam pracy. W życiu zawodowym jednak nauczyłem się jednego. Gdy jest problem, to trzeba znaleźć rozwiązanie, a nie zastanawiać się kto jest winny i jak go ukarać. Praca sama do mnie nie przyjdzie, ja to wiem i chociaż wiem też, że w końcu pracę znajdę, to w tym momencie najważniejszy jest dla mnie czas. A właściwie jego brak, bo pracę będę pewnie musiał wziąć jaką dają, a nie koniecznie jaką ja mogę chcieć. Jednak jako rodzic jestem idealnym pracownikiem. Przedstawię Wam kilka cech i udowodnię, że warto zatrudniać rodziców.

1. Elastyczność

Choć to bardzo ogólne stwierdzenie, to oznacza ni mniej ni więcej, tylko tyle, że pracownik powinien się móc odnaleźć w każdej sytuacji. Codziennie w naszych domach czeka nas sporo niespodzianek. Nasze dzieci nas zaskakują nie jednym, więc nagła zmiana sytuacji w pracy jest czymś niemal normalnym, a my często musimy pogodzić różne obowiązki, jak choćby pracę i wychowanie dzieci.

Ale elastyczność w pracy, to także dostosowanie czasu pracy do swoich potrzeb. To też możliwość zajęcia się dzieckiem gdy jest chore lub pójście do przedszkola czy szkoły na przedstawienie, w którym dziecko bierze udział bez uszczerbku dla obowiązków. Taki pracownik, który ma taką możliwość wykazuje też inną cechę, a mianowicie:

2. Lojalność

Lojalny pracownik, to nie taki który jest przywiązany do firmy, ale taki, który chce pracować i jeżeli pracodawca nie zapominał o stwarzaniu poczucia bezpieczeństwa, wzajemnego zrozumienia i szacunku w firmie, a także o odpowiednim dobieraniu obowiązków i możliwości opieki nad dzieckiem, to pracownik raczej takiej firmy nie opuści.

Nie zapominajmy, że rodzice to osoby, które zazwyczaj muszą pracować, ponieważ są odpowiedzialne nie tylko za siebie, ale też swoje dzieci. Rodzicom przeważnie zależy na pracy, mają kredyty i z punktu widzenia pracodawcy, to dobrze, bo bardzo często firm nie stać na utratę pracownika, zwłaszcza gdy jest to specjalista. Jednak specjalistą nie zostanie się bez cechy, jaką jest:

3. Chęć rozwoju/nauki

Mając dzieci szczególną uwagę poświęcamy ich wychowaniu i edukacji. Przywiązujemy wagę, aby nasze dzieci zdobywały potrzebne im umiejętności i poznawały nowoczesne technologie. Jako rodzice musimy gonić nasze dzieci i zdobywać nowe umiejętności nie tylko w pracy.

Osobiście zaś uważam, że każdy powinien się uczyć i rozwijać, bo skoro świat nie stoi w miejscu, my też nie możemy. Zresztą, zostając rodzicami zostaliśmy nie jako rzuceni na głęboką wodę i niemal w jednej chwili musieliśmy nabyć nowe umiejętności, bo przecież nie wierzę, że każdy z Was umiał od razu zmienić pieluchę czy wykąpać dziecko. Mało tego, w jednej chwili, gdy na świat miało przyjść nasze dziecko, obudziła się w nas kolejna cecha, a mianowicie:

4. Odpowiedzialność

Ta cecha jest jedną z najważniejszych cech jaką powinien się legitymować pracownik, a już na pewno taką cechę powinien posiadać każdy rodzic. To nie tylko odpowiedzialność za swoją pracę, ale też odpowiedzialność za drugiego człowieka – w tym wypadku nasze dzieci. Odpowiedzialny rodzic, to na pewno odpowiedzialny pracownik.

Jeżeli ktoś jest odpowiedzialnym, to jest to odpowiedzialność w każdej dziedzinie życia. Nie można być jednocześnie odpowiedzialnym pracownikiem i jednocześnie zaniedbywać rodzinę. To jest bardzo często popełniany przez ludzi błąd. Odpowiedzialność, to również świadomość tego, co jest najważniejsze w życiu. Stąd już mamy kolejną cechę, jaką jest:

5. Umiejętność zarządzania czasem

Czas, to jedyna rzecz której straty nigdy nie da się odzyskać. Nigdy! Planowanie oraz pilnowanie terminów, to przecież podstawa bycia rodzicem. Dziecka nie da się odebrać z przedszkola „później” – musisz to zrobić o określonej godzinie i koniec. Oznacza to, że jako rodzic nie możesz sobei pozwolić na zmarnowanie ani sekundy, a przez to pracujesz po prostu lepiej.

Rytm naszego życia często wyznaczają dzieci i praca. To w zależności od planu dnia w szkole naszych dzieci, my planujemy nasz dzień i to, kto odwozi lub odbiera dzieci. W pracy natomiast nie możemy sobie na przykład po plotkować i dłużej pić kawę, bo te 10 minut dłużej w pracy robi zasadniczą różnicę – musimy wyjść z pracy o konkretnej godzinie. To powoduje, że często też musimy mieć bardzo ważną umiejętność:

6. Radzenie sobie ze stresem

Praca rzadko bywa lekka i przyjemna, a nieliczni szczęśliwcy mogą jeszcze dodatkowo kochać to co robią. Często żyjemy pod presją czasu i wyników, a przecież jeszcze w domu, mając dzieci, mamy kolejne obowiązki i wyzwania.

Odporność na stres jest też bardzo ważną cechą bycia rodzicem. Przy dzieciach trudniej nam jednak zapanować nad emocjami, zwłaszcza, że wydaje nam się, że własnie po raz setny prosiliśmy „Przestań!” Nasze dzieci dostarczają nam sporo stresu, ale jednocześnie o wiele więcej radości. Ważne, żebyśmy potrafili znaleźć, taki punkt, w którym radości będzie znaczenie więcej. Nie zapominajmy też, że jako rodzice musi nas cechować:

7. Pracowitość

To właściwie podstawa dobrego pracownika. To także cecha, która pozwala osiągnąć więcej i posiadają ją ludzie bogaci. Rodzice nie kończą pracy po wyjściu zakładu, ale właściwie zaczynają drugi etat. Ich praca nigdy się nie kończy.

Oczywiste jest, że domowe obowiązki to też praca. Mając dzieci jest ich po prostu więcej. Zawsze można sobie coś próbować odpuścić, ale skończy się to tym, że później będzie więcej do zrobienia. Rodzice więc z założenia są pracowitymi ludźmi.

Ale chyba najważniejsze, to nie zapomnieć po co pracujemy, bo przecież nie o pieniądze tylko chodzi. To praca jest dla ludzi, a nie ludzie dla pracy.

***

Szukam pracy. Jestem elastyczny w swoim działaniu, pracowity, cechuje mnie lojalność i chęć rozwoju zawodowego oraz nauki. Jestem też odpowiedzialny, umiem zarządzać czasem, potrafię pracować pod presją i stresem. Jestem też rodzicem, a więc jestem najlepszym pracownikiem na świecie.

Photo credit: Flazingo Photos /  Creative Commons Attribution-ShareAlike 2.0 Generic (CC BY-SA 2.0)

Najpiękniejsza i najgorsza chwila – #lepszyporod

Gorszy szpital

Z samego rana po śniadaniu byliśmy już w szpitalu. Pięknie odnowiony hol, uspokajające światełka, no super miejsce. Pani kazała się przebrać w piżamkę i czekać na badanie. Siedzieliśmy na tym wspaniałym holu, wśród mnóstwa przypadkowych osób. Już po chwili czuliśmy jednak, że coś jest nie tak. Mimo ciągłych pytań, zaczepiania personelu, w końcu i łez, przesiedzieliśmy tak 4 godziny. Wiecie po co facet potrzebny w szpitalu i przy porodzie? Żeby zrobić porządną awanturę! Bo dopiero to podziałało i zaczęta się nami interesować…

Cieszyłem się bardzo, gdy dowiedziałem się, że zostanę Ojcem. Gdy któregoś razu, na rutynowej kontroli, lekarz prowadzący poprosił mnie do gabinetu, bardzo się wystraszyłem. To nie były przelewki, bo ciąża podtrzymywana, bliźniacza i do tego do porodu jeszcze daleko. Lekarz rozmawiał ze mną, bo trzeba było jechać do szpitala. Wypisał skierowanie, kazał się spakować i następnego dnia stawić w szpitalu. Ja miałem tego dopilnować, by cała akcja była na spokojnie. Spokój nie trwał długo. Przyjęcie do szpitala już nie obyło się bez problemów, a to dopiero początek, bo najpierw czekał miesiąc na „patologii ciąży”, poród i chyba to co najgorsze, nauka karmienie piersią.

Gorszy poród

Myślę, że mieliśmy dużo szczęścia. Naprawdę tak myślę. Szpital nie wybraliśmy przypadkowo. Podobno był „najlepszy”. Do ostatniej chwili proponowano żonie poród naturalny, przecież ja kto mówią, taki poród jest najlepszy, chociaż wszystko przemawiało własnie przeciw takiemu rozwiązaniu. Namawiali jednak do ostatniej chwili i nie byli wybredni w słowach. Do tego pomylili się przy USG co do wagi chłopaków. Dziś wiemy, że była to spora różniąca, po 1 kg na głowę, która skutkowałaby sporymi komplikacjami przy porodzie. Na pewno zagrożone byłoby ich życie. Tutaj jako facet nadmienię, że nie zrozumiem dlaczego kobiety chcą mieć poród przez cesarskie cięcie „na życzenie”, lecz skoro bardzo chcą, to powinny mieć do tego prawo. Wiem ile moja żona potrzebowała pomocy, podczas gdy rodzące naturalnie „biegały” po korytarzu następnego dnia. Nie mi to jednak oceniać.

Gdy pierwszy raz zobaczyłem swoje dzieci, była to najpiękniejsza chwila w moim życiu. Obawy gdzieś po mały znikały (zobacz: Samotny ojciec – musisz dać radę!). Niestety szybko przerodziła się w złe wspomnienia. Po porodzie, dopiero zaczęło się największe upokorzenie. Coś, czego nigdy personelowi szpitala nie wybaczę. Płakaliśmy z żoną oboje, ale nie z bólu, lecz z bezsilności. Karmienie piersią okazało się problemem. Po prostu nie wychodziło. Mleko nie chciało lecieć, dzieci nie chciały ssać, a personel tylko komentował zamiast pomóc. Leniwa, nie chce się jej, woli karmić z butelki, takie słowa leciały nie prosto w oczy, ale ukradkiem. Te słowa bolały bardziej niż rana po cesarce. Raniły też serce. Nikt nie widział problemu. Nie chciał nikt pokazać jak to zrobić prawidłowo, przyłożyć się, a dziś wiem, że nie wyganiano mnie ze szpitala tylko dlatego, że odwalałem całą brudną robotę za personel, bo byłem niemal cały czas przy żonie. Tylko jedna, jedyna starsza pielęgniarka okazała serce i wszystkiego żonę nauczyła. Niestety była tylko przez krótką chwilę, a ja nawet nie mogłem jej kupić kwiatów, bo jak sama przyznała, reszta personelu czułaby do niej zazdrość.

Jestem świadom tego, że szpital to nie pensjonat czy hotel. Nie ma tam SPA, żarcie jest podłe i tylko świadomość „po co tu jesteś” trzyma Cię jeszcze w tym miejscu. Byłem tam codziennie, każdego dnia po pracy tak długo, dopóki mnie nie wyrzucono. Pilnowałem tego, co miałem najcenniejsze i byłem gotów w każdej chwili rzucić wszystko i być na miejscu, gdyby zaszła taka potrzeba. To chyba najważniejsze. Dać ukochanej osobie wsparcie, bo od personelu raczej tego nie dostaniecie.

Lepszy poród

Jako Ojciec, mężczyzna, chciałbym namówić Was, przyszli Ojcowie, do wsparcia waszych ukochanych kobiet w tej bardzo trudnej dla nich sytuacji, jaką jest poród. To one rodzą Wasze wspólne dzieci, to wy musicie zadbać o ich prawa w sytuacji, gdy same nie mogą się bronić. Po to jesteście potrzebni na porodówkach. To wy, po to tam jesteście, żeby czuły wsparcie, waszą siłę i nie owijając w bawełnę, że gdy zajdzie taka potrzeba dacie w przysłowiową mordę. Nie chodzi o przemoc, ale o gotowość do działania. Wy też jesteście rodzicami, tak samo odpowiadacie za życie Waszych dzieci i macie wiele praw w szpitalu. Bądźcie gwarantem tego, że potraktują Waszą ukochaną jak człowieka. Będziecie też wspierać, gdy już wrócicie do domu. Dlatego proszę, wesprzyjcie akcję, by następny Wasz, lub wam bliskich poród był już taki, jak być powinien.

O akcji #lepszyporod:

„Walczymy na rzecz lepszego, czyli opartego na faktach i zgodnego z prawem, porodu poprzez: edukowanie kobiet spodziewających się dziecka, wsparcie kobiet, które już urodziły oraz dostarczanie personelowi medycznemu ważnych naukowo informacji.”

Strona akcji: http://lepszyporod.pl/

Strona na Facebooku: https://www.facebook.com/lepszyporod

Podpisz petycję do Premier Kopacz: Stop łamaniu prawa na porodówkach!

Photo credit: Federico Mena Quintero /  Creative Commons Attribution-ShareAlike 2.0 Generic (CC BY-SA 2.0)

Dobrze być dziadkiem i mieć za żonę młodą babkę

Jak to jest zostać dziadkiem?

To nic trudnego. Wystarczy mieć dzieci, które przy odrobinie szczęścia same nas tym „stanem ducha” uszczęśliwią. Jeżeli dziś jesteś Ojcem, to masz dość sporą szansę stać się dziadkiem. Dziadek, podobnie jak i babcia, ma niezmiernie ważne zadanie do wykonania. To zadanie polega na rozpieszczaniu i kochaniu wnuków. Wychowanie to działka rodziców. Nie zapominajcie o tym. Dziadkowie mają rozpieszczać! Czasem zdarza się im pomagać rodzicom przy wychowaniu i trzeba być im za to wdzięcznym, ale oni swoje już zrobili. Wychowali nas.

Dobrze być dziadkiem i mieć za żonę młodą babkę

A przyszło Wam do głowy, że dzisiejszy dzień, dzień dziadka, mógłby być Waszym świętem? Przecież wystarczyło te kilkanaście lat temu, często nie do końca w przemyślany sposób, zostać rodzicem, a potem wystarczyłoby, żeby Wasze dziecko poszło w Wasze ślady. Gdy o tym pomyślę, wydaje mi się to całkiem abstrakcyjne, lecz czysto hipotetycznie i matematycznie – możliwe. W dodatku, wciąż byłbym całkiem młody, bo babcie zawsze są młode.

Bo bycie dziadkiem, czy babcią to nie tylko wiek, często słuszny i zmęczenie życiem. To przede wszystkim „stan ducha”. W moim sąsiedztwie jest starszy Pan, który często opiekuje się małym chłopcem, tak na oko 4 letnim. Ten starszy Pan doskonale daje sobie z nim radę i nawet za nim nadąża. Ten Pan nie jest dziadkiem chłopca – to jego pradziadek i jak twierdzi, wnuki też już wychowywać pomagał. Chciałbym, aby kiedyś w przyszłości, to że jestem dziadkiem sprawiło mi tyle samo radości, co teraz bycie Ojcem. Chciałbym też mieć tyle siły, co ten pradziadek z sąsiedztwa, ale to temat na inny wpis. Przecież dziadek, to prawie jak drugi tata, tylko trochę starszy. Widzę, jak dziadek moich synów z nimi się bawi i jak oni go kochają. To przecież coś naprawdę pięknego.

Dla wszystkich dziadków lub tych, którzy nimi kiedyś zostaną, by nigdy nie tracili ducha dedykuję piosenkę, chyba wszystkim dobrze znaną, bo przecież dobrze być dziadkiem.

Photo credit: surlygirl /  Creative Commons Attribution-ShareAlike 2.0 Generic (CC BY-SA 2.0)

Uważaj zanim podasz to swojemu dziecku

Potencjalnie niebezpieczna i szkodliwa substancja chemiczna, sklasyfikowana przez IUPAC (International Union of Pure and Applied Chemistry – źródło Wikipedia) pod nazwą OXIDANE. W zasadzie, to przecież każda substancja chemiczna jest szkodliwa, ale przecież nie każda podawana jest małemu dziecku (i to od urodzenia) i to w takich ilościach. Dlaczego więc tak się dzieje? Ja rozumiem, że w żywności są różne E, których opakowanie ma na etykiecie „uwaga trucizna”, rozumiem, że konserwanty, zostały potencjalnie dopuszczone i szkodzić nie powinny, ale my rodzice, powinniśmy szczególnie chronić nasze dzieci! OXIDANE nie ma smaku ani zapachu, może przyjąć formę lotną (opary, które wdychamy) jak i formę stałą (często stanowi część naszego pożywienia). W przemyśle, także spożywczym używany jest na masową skalę. Co roku, powiedzmy sobie to wprost, zabija kilkaset osób rocznie.

Jesteś równie wstrząśnięty tą informacją jak ja? Informacja znaleziona w sieci, podane źródło z WIKI – dokładne źródło. Blady strach powinien paść na każdego. Przecież, to co napisałem to prawda. Czy jednak nie czujesz się odrobinę oszukany? Możesz wpisać swoje oburzenie w komentarzach, będę za nie bardzo wdzięczny. Ale zanim to zrobisz, przeczytaj dalej…

To ty wychowujesz swoje dziecko

Piszę o tym, ponieważ prowadzę tak zwanego bloga, który można by podciągnąć do kategorii parentingowego i w pewnym sensie jestem „opiniotwórczy”, czyli moja opinia może być, dla Ciebie czytelniku, ważna. Tak samo zresztą się dzieje, gdy czytam inne blogi lub artykuły w internecie. Opinie ich autorów są dla mnie ważne, czasem mają wpływ na moje decyzje, ale nie podchodzę do nich bezkrytycznie. Opinie te, mają mi pomóc podjąć decyzję, ale nie mogą być jedynym impulsem, do jej podjęcia. Szlag mnie trafia, gdy czytam na jakimś blogu komentarz typu „och, ach, ja też tak swoim dzieciom zrobię”. Serio, bo przeczytaliście gdzieś w necie, że szczepienia szkodzą, więc nie szczepmy (a może szczepmy, kto ma rację), że Mikołaj nie istnieje i nie powinno wmawiać się dzieciom, że jest (Rzecznik Praw Dziecka twierdzi coś innego), że dzieci nie wolno chwalić (sorki Blogodzinka ;-) ), a ja twierdzę, że chwalić należy. To kto ma rację? Ten, co pisze lepsze teksty?

Więc proszę, czytajcie blogi, zwłaszcza mój. Piszę to bardzo serio. Tylko niech to, co przeczytacie przemyślicie i wciąż będziecie mieć wątpliwości, bo to zmusi Was do szukania i podejmowania bardziej racjonalnych decyzji, zwłaszcza jeśli chodzi o dzieci. To musi być Wasza decyzja, której nie podejmiecie pod wpływem emocji po przeczytaniu wpisu na czyimś blogu.

P.S. Jeśli wciąż jesteście za tym, żeby zakazać używania OXIDANu, to muszę Was zmartwić, bo to zwykła woda. Choć bardziej ja jestem zmartwiony, że tego nie sprawdziliście.

Photo credit: romana klee /  Creative Commons Attribution-ShareAlike 2.0 Generic (CC BY-SA 2.0)