Nie pomagam swojej żonie w domu

Ja tak na serio…

Pomaganie w domu jest głupie. Pranie sprzątanie, gotowanie, dzieci… jakbym nie miał własnych zmartwień w pracy. Człowiek ciężko pracuje, musi znosić humory szefa i wraca naprawdę padnięty. Fakt. Moja żona też pracuje zawodowo i ostatnio znacznie, znacznie więcej ode mnie, ale pomimo tego praktycznie jej nie pomagam w domu.

Gdy dzieci chorują, tata nie bierze zwolnienia

Niedzielne popołudnie. Właśnie wróciliśmy ze spaceru zastanawiając się co dalej robić. Dzieciaki zwykle wesołe i uśmiechnięte, dziś trochę osowiałe. Szybki pomiar temperatury ręką i już wiesz, że czeka Cię nieprzespana noc. Ale jutro jest poniedziałek, trzeba iść do pracy. No właśnie, kto znów zostanie z chorymi dziećmi? Przecież tata nie bierze zwolnienia!

Rozjadę Twoją babcię, albo dziecko

Rozjadę Twoją babcię, albo dziecko

Może nawet i przejadę Ciebie. Będzie mi cholernie przykro, że osierocę Twoje dzieci, że nie będą miały matki lub ojca, kochanej babci. Najbardziej będzie szkoda mi Twojego dziecka. Może nawet przyjdę na pogrzeb, będzie mi przykro, ale to nie będzie moja wina, tylko Twoja i co Ty na to?

Dziecko i pies – jak uniknąć problemów

Dzieci lubią zwierzęta

Podobno pies to najlepszy przyjaciel człowieka. Takiego małego człowieka, jak dziecko również. Nie ma chyba dziecka, które nie lubi ciepłego i miękkiego futra zwierzaka, a zwierzaki potrafią odwzajemnić tę miłość. Jednak warto poznać kilka zasad bezpiecznego obcowania z psem, by kontakty dziecka i psa były bezpieczne i przyjemne dla obu stron. Zastrzegam, że w domu nie mamy zwierzaków i pewnie się długo nie pojawią, ale zdarza nam się spotkać znajomych z psem lub sąsiadów. Przeważnie spotkania kończyły się strachem, z którym wygrywała ciekawość i w końcu chłopaki odważyli się pogłaskać psa. Ale co dalej? Jak bezpiecznie się dalej bawić z psem? Dziecko i pies to dobry pomysł?

Jak dzieci widzą zwierzęta?

Pies to żywa istota. Ta oczywista oczywistość jest nie do końca rozumiana przez dzieci. Dla nich pies, czy inne zwierzę może się kojarzyć z pluszową zabawką, a zabawki zdarza się każdemu dziecku ścisnąć, rzucić czy kopnąć. Naszym zadaniem jako rodziców jest przekazać im wiedzę na temat otaczającego nas świata, wytłumaczyć, że zwierzę czuje i może się bronić. Wychowałem się w domu, gdzie zwierzęta były od zawsze. Było mi więc trochę łatwiej, bo dla dziecka ze wsi, zwierzęta to coś normalnego. Mieszkamy teraz w mieście, gdzie nie ma zbytnio warunków na trzymanie pieska, choć wielu sąsiadów ma przecież zwierzęta.

Jak psy widzą dzieci?

Duży pies budził w moich chłopakach niemal paniczny strach, a to w połączeniu z małą przestrzenią, jak klatka schodowa, mogło doprowadzić do tragedii. Pies, mimo że spokojny, mógł po prostu nie rozumieć całej sytuacji i po prostu się bronić. Siebie i swojego Pana. Mógł po prostu ugryźć. O ile pies jest nastawiony na współpracę z człowiekiem, o tyle dziecko jest dla psa czymś trochę innym – niby człowiek, a jakiś taki mały i nie wiadomo co zrobi. A dodatkowo pisk i płacz może wywołać w większym psie odruchy obronne. Dla psa, małe dziecko może się wydawać zagrożeniem.

Dziecko i pies – jak uniknąć problemów?

Zacznijmy od tego, że każdy pies jest inny. Tak samo jak ludzie, ma swój charakter i osobowość. To znaczy, że do każdego psa należy podchodzić z odrobiną nieufności według zasady ograniczonego zaufania. To po pierwsze, a po drugie, pewnie nawet najważniejsze, to zachować zdrowy rozsądek. Pies to wciąż zwierze. A jakie są jeszcze ważne zasady? Zasady są zupełnie proste, niemal takie same jak przy postępowaniu z ludźmi. Pięknie obrazuje to grafika, jak dzieci nie powinny odnosić się do psa.

Podstawowe zasady zabawy z psem

  • Zawsze miej oko na dziecięce zabawy z psem – większość pogryzień, to pogryzienia przez własnego psa w domu. Pamiętaj, że dziecko wciąż jest dzieckiem, nie zawsze Cię posłucha, a pies to wciąż zwierzę, które kieruje się głownie instynktem.
  • Naucz dziecko podstaw właściwego postępowania ze zwierzęciem – wytłumacz, że pies, czy inne zwierzę odczuwa ból, cierpienie i może się bronić. Ważne też jest dokładne określenie w jaki sposób należy się bawić, ale też, że nie wolno psu zabierać jedzenia czy ciągnąć za uszy. Wolno za to rzucać patyk, bawić się w chowanego, biegać, itd.
  • Wytłumacz kiedy dziecko może się zbliżać do psa, a kiedy w żadnym wypadku nie może – wiadomo, kiedy pies je, nie powinno mu się przeszkadzać, ale też gdy śpi, boli go łapa i jest chory. To najczęściej wtedy dochodzi do wypadków.
  • Pamiętaj o pewnych ograniczeniach wiekowych – do pewnego wieku, dziecko nie powinno się pozwalać na zabawy z psem. Tutaj wszystko zależy jednak o sytuacji. Powiedzmy dziecku, które nie chodzi jeszcze do szkoły, na pewno nie kupiłbym psa. Z drugiej strony, jeżeli pies już jest w domu, a ty masz małe dziecko, to przecież psa nie wyrzucisz. Ale musisz szczególnie uważać.

A jak powinien wyglądać pierwszy kontakt z psem?

Moje chłopaki z różnym natężeniem bały się psów. Nic dziwnego, skoro psy widziały tylko na spacerze i nie miały okazji zaprzyjaźnić się na dłużej. W pewnym momencie robił się problem, bo chłopcy przecież rosną, są coraz więksi i jeszcze na dodatek są bardziej mobilni. Przechodzący obok pies zaczynał wywoływać panikę. Trzeba było coś z tym zrobić, więc zaczęło się od rozmowy, takiej taty z synem. Po pierwsze, zapewniłem ich, że tak długo jak będziemy blisko nich, żaden pies nie zrobi im krzywdy. Po drugie, jeżeli będzie bał się psa, to ma złapać mnie za rękę i iść spokojnie obok psa wraz ze mną. Gdy okazało się, że to działa, a pies najwyżej próbuje tylko powąchać, przyszedł czas na krok trzeci. Pogłaskanie psa. Pies sąsiadów, przyszedł się przywitać i obwąchać chłopaków, którzy wtuleni byli w moje ramiona. W końcu ciekawość zwyciężyła i odważyli się sami dotknąć psa. Sami, bo nie miałem najmniejszego zamiaru ich do tego namawiać. Od tamtej pory nie mamy z tym problemu. Cieszę się z tego bardzo, bo miłość i szacunek do zwierząt oraz całej przyrody, to jest coś co chciałbym wpoić swoim synom.

Dziecko i pies – czy warto?

Warto. Jedne z moich najwspanialszych wspomnień z dzieciństwa, to też zabawy z psem, który był w naszym domu od szczeniaka. Swoim dzieciom też kiedyś zafundowałbym taką przygodę, ale  mam świadomość też, jak duży jest to obowiązek i to głownie dla rodziców. Pies to nie zabawka, co choć wydaje się oczywiste, to wygląda, że jednak oczywiste nie jest. Przecież zwierzęta w schroniskach nie wzięły się tam same. Jest tam ich potwornie dużo. Jeżeli macie więc jakiekolwiek wątpliwości, to STOP! Nie kupujcie dziecku zwierzaka.

Photo credit: Donnie Ray Jones /  Creative Commons Attribution-ShareAlike 2.0 Generic (CC BY-SA 2.0)
Na stronie wykorzystano materiały udostępnione nieodpłatnie na https://www.hissteria.pl/

Jak przewozić dzieci w samochodzie – zmiana przepisów

Uwaga! Mamy zmianę przepisów odnośnie przewożenia dzieci w samochodzie

Nasze prawo musi dostosować się do prawa Unijnego. W związku z tym zmieniono niektóre przepisy dotyczące przewożenia dzieci w samochodzie. Zmiany mają ułatwić życie rodzicom, ale pamiętajcie, to wciąż od Was zależy głownie ich bezpieczeństwo! Czy są to zmiany na lepsze? Na pewno pozwolą zaoszczędzić trochę pieniędzy na foteliku, ale czy na bezpieczeństwie warto oszczędzać? Nie dawno pisałem o tym tutaj: Pomyśl o bezpieczeństwie swoich dzieci.

Najważniejsze zmiany:

  • Na przednim siedzeniu będzie można przewozić dziecko bez dodatkowego fotelika – pod warunkiem, że ma więcej niż 150 cm wzrostu.
  • Jeśli dziecko ma powyżej 135 cm wzrostu, będzie mogło jechać bez fotelika na tylnym siedzeniu.
  • W przypadku trójki dzieci na tylnym siedzeniu auta nowe przepisy pozwolą na to, by jedno z dzieci jechało bez fotelika, przypięte jedynie pasami, jeżeli nie ma możliwości włożenia trzech fotelików.
  • Zakaz przewożenia dzieci poniżej 3. roku życia w samochodach, w których nie ma pasów bezpieczeństwa. 

Co to oznacza w praktyce? Że dziecko powyżej 135 cm wzrostu nie potrzebuje więcej fotelika samochodowego by jechać z tyłu przypięte jedynie pasami lub gdy ma 150 cm wzrostu, to może jechać z przodu. Znika problem (czy aby na pewno?) trzeciego fotelika na tylnej kanapie. Do tej pory w foteliku trzeba było przewozić dzieci do lat 12.

A jakie są zagrożenia?

Według ekspertów główny problem, to wzrost dziecka. Gdy maluch ma 135 cm wzrostu i będzie przypięty pasami, to pas biodrowy (ten dolny) będzie przebiegał przez brzuch, a nie jak to jest u dorosłego, przez biodra, natomiast pas barkowy będzie przechodził zbyt blisko szyi. W razie wypadku może dojść do urazów wewnętrznych. Policja ma natomiast wątpliwości, jak sprawdzić wzrost dziecka na drodze – wiek jest przecież łatwiej.

Natomiast przepis o trzecim foteliku jest na tyle fatalny, że w przypadku gdy autem jedzie rodzina, mama, tata i trójka dzieci, to nawet jak najstarszy maluch nie ma 135 cm wzrostu, wg przepisów może jechać zapięty tylko pasami. Zostawiam pod rozwagę…

Przypominam, za nie prawidłowe przewożenie dziecka grozi mandat w wysokości 150 PLN i 6 punktów karnych.

O tym jak przewozić dzieci w samochodzie było już wiele w sieci, będzie też na blogu. 

Dla tych, co szukają więcej informacji:

https://www.tvn24.pl/wiadomosci-z-kraju,3/nowe-przepisy-dotyczace-przewozenia-dzieci-zobacz-co-sie-zmienia,506349.html – polecam ze względu na film ilustrujący i wypowiedź eksperta.

Photo credit: Kona Gallagher /  Creative Commons Attribution-ShareAlike 2.0 Generic (CC BY-SA 2.0)

Najważniejszy jest plan

Co zrobiłbyś dla swojego dziecka?

Nie ma na świecie kochającego rodzica, który nie oddałby swojemu dziecku nerki, wątroby a nawet serca, gdyby to miało uratować mu życie. Do wielkich czynów jesteśmy zawsze gotowi. A może tak coś mniejszego? Rzucić palenie, zadbać o siebie, może zacząć oszczędzać, więcej czasu spędzać z dzieckiem? Pewnie nawet miałeś takie postanowienie noworoczne, ale zaraz zaraz… gdzie jest ta kartka? Już zapomniałeś? Jeśli masz postanowienia noworoczne, to o nich zapomnij! Zrobimy to od nowa, bo najważniejszy jest plan.

Chcesz jak najlepiej dla swoich dzieci?

Poprzedni rok był dla mnie dość ciężki. Co prawda jest już dobrze, ale nie znaczy to, że znów nie nadejdą gorsze dni. Nie chciałbym kiedyś być ciężarem dla swoich dzieci, bo przecież chciałbym jak najlepiej dla nich, więc zdałem sobie sprawę, że to zależy głownie ode mnie. To ja muszę zadbać przede wszystkim o swoje zdrowie, swoje finanse i zapewnienie sobie jako takiego statusu materialnego na starość. Nie pomogę nikomu, a właśnie to ja będę potrzebował pomocy, czy to od swoich dzieci czy kogoś innego. Chciałbym też, być po prostu lepszym człowiekiem, mężem i Ojcem, dając chłopakom dobry przykład, przecież to najlepsza metoda wychowawcza, ale wymaga też pracy nad sobą. Więc, do dzieła! Tylko jak to zrobić, bo z postanowieniami noworocznymi jest jak z dobrymi chęciami… piekło jest nimi wybrukowane.

Najważniejszy jest plan

Jest jeszcze czas, żeby coś ze sobą zrobić, a przecież początek roku to najlepszy czas na to, by coś zacząć. A właściwie, to co w tym roku chcecie osiągnąć? Pamiętacie swoje postanowienia? Może macie jakieś marzenia? Pokaże Wam swoją listę, tych najważniejszych, o reszcie nie musicie wiedzieć ;-) O moich postanowieniach na 2015 rok, możecie przeczytać we wpisie Czego chciałbym pod choinkę.

 Najważniejsze do zrobienia

  • O czym pisać na blogu w najbliższym roku – wytyczyć sobie kierunek
  • Schudnąć, a właściwie zacząć o siebie dbać (pozbyć się bólu pleców, tak wiem, stary jestem…; zbudować „sześciopak”)
  • Wakacje nad morzem
  • Odwiedzić Poznań
  • Odwiedzić ZOO i Afrykanarium we Wrocławiu (to dla dzieci)
  • Zwiedzić minimum 4 zamki dolnośląskie (Książ w Wałbrzychu uznaję za zaliczony – wstyd byłoby tam nie być)
  • Odłożyć trochę kasy „na czarną godzinę”

Uważny czytelnik bloga dostrzeże drobną różnicę w stosunku do tego, co chciałem pod choinkę. I dobrze, bo plany mogą się zmieniać, ale ważne, żeby zastanowić się co jest najważniejsze. Ta lista, nie stanowi jednak jeszcze nic poza pustymi obietnicami, bo żeby z tych moich „chciałbym” coś wyszło, trzeba coś więcej. Posłużę się tutaj metodą S.M.A.R.T.

SMART (akronim od ang. Simple, Measurable, Achievable, Relevant, Timely defined, dosł. sprytny) – koncepcja formułowania celów w dziedzinie planowania, będąca zbiorem pięciu postulatów dotyczących cech, którymi powinien się charakteryzować poprawnie sformułowany cel.

źródło: S.M.A.R.T. (zarządzanie) – Wikipedia

Teraz naprawdę w dużym skrócie. Nasz cel, do którego mamy zamiar dążyć, ma być Simple (prosty do zrozumienia), Measurable (mierzalny, dający się wyrazić liczbami), Achievable (czyli osiągalny)Relevant (istotny, czyli ważny dla nas), Timely (określony w czasie, czyli do kiedy). Jak to przetłumaczyć z „polskiego na nasze”? Otóż jeden z tych punktów jest dla mnie naprawdę ważny. Muszę zacząć dbać o siebie. To nie jest jeszcze żadne konkretne działanie, ale jeżeli określę, że zacznę regularnie ćwiczyć (czyli codziennie, kilka prostych ćwiczeń na plecy oraz brzuszki) zacznę dziś, i będę sprawdzał swoją wagę (powiedzmy chcę zrzucić około 5 kg) i daję sobie na to 6 miesięcy (chcę dobrze wyglądać na plaży ;-) ) – to będę S.M.A.R.T!

Dlaczego to ważne

Trywialne? Banalne? Proste? Każdy głupi da radę? No nie wiem… Chyba nie takie proste, skoro co roku z Twoich postanowień nici. Ja biorę się do roboty, mam w sobie sporo motywacji, ułożyłem plan i teraz będę chciał się go trzymać. Wiesz, że nie robię tego tylko dla siebie, ale również dla swoich dzieci. Nie chcę być dla nich ciężarem, a właśnie tak może się stać, skoro mając trzydzieści parę lat bolą mnie plecy i wiem, że to moje zaniedbanie. Masz więc ode mnie w prezencie na nowy rok bardzo krótki poradnik, dobry powód by wreszcie wziąć się za siebie, a jak trzeba, to i wymyślę na swoim blogu coś, co pokaże moje i Wasze postępy. Możecie dzielić się swoimi planami, do czego bardzo zachęcam.

Photo credit: WorldIslandInfo.com /  Creative Commons Attribution-ShareAlike 2.0 Generic (CC BY-SA 2.0)

Akcja – Tato Pomaga Mamie

Tato Pomaga Mamie

Zostaniesz Ojcem. Ta wiadomość zazwyczaj zwala z nóg, nawet gdy na nią czekałeś. Twoje życie się zmienia właśnie w tej chwili. To może być dobra i pozytywna zmiana. Po pierwsze, pokochaj swoje dziecko już teraz. Po drugie, przygotuj się. Spokojnie masz na to 9 miesięcy, ale pamiętaj by wykorzystać każdy dzień. Tato pomaga Mamie – teraz to ty będziesz musiał pomóc.

Przed porodem

Teraz najważniejsza jest Mama. Jej zdrowie i samopoczucie jest najważniejsze w tej chwili. Jeżeli chce byś poszedł z nią do lekarza, to idź z nią, trzymaj za rękę lub po prostu czekaj pod drzwiami. Masz być po prostu dla niej. Zakupy. Ja ich nie lubię w ogóle. Wybieranie ciuszków to męka, ale nie możesz się chwilę poświęcić? Ciuszki są potrzebne, a Mama potrzebuje Ciebie. Dobrze wie, że się nie znasz, ale potrzebuje po prostu Ciebie, bo nie chce być sama.

Jeśli lubisz „męskie” zajęcia, to teraz masz możliwość się wykazać. Trzeba przygotować miejsce dla dziecka, skończyć wszystkie remonty i dokręcić wreszcie cieknący kran. Wiadomo, że to zrobisz i nie trzeba co pół roku przypominać, ale tym razem masz „dedline”, narodziny swojego dziecka. Możesz nawet pójść krok dalej. Rozejrzyj się i sprawdź, co możesz zabezpieczyć w mieszkaniu. Szuflady, szafki, drzwi, gniazdka elektryczne, kable i wszystkie niestabilne przedmioty usunięte lub zabezpieczone, wszystkie… Po porodzie możesz nie mieć na to czasu. I najważniejsze, trzeba też przecież skręcić łóżeczko. Przede wszystkim jednak wciąż pamiętać o Mamie, bo to ona teraz jest najważniejsza. Jej spokój i dobre samopoczucie, a także każde zachcianki kulinarne, nawet te o 3 rano.

Poród

To chyba największy strach kobiety. Ma prawo się bać, więc potrzebuje Ciebie, tam na miejscu. Chce mieć Cię przy sobie, bo tylko z Tobą czuje się bezpiecznie. Jeśli bardzo nie chcesz, to nie musisz być z nią na sali, ale masz tam być blisko. Masz tam być, by trzymać Mamę za rękę gdy nadejdzie kolejny skurcz, masz tam być jak będą jej podawać pierwszy raz Twoje dziecko. Z doświadczenia wiem, że obecność Ojca w pobliżu rodzącej, działa zbawiennie na lekarzy i personel medyczny. Zawsze istnieje też ryzyko, że jednak coś pójdzie nie tak, a Ty zostaniesz Samotnym Ojcem, nigdy byś sobie nie darował, gdyby Cię tam wtedy z nią nie było.

Po porodzie

Taka mała istotka, tak bardzo bezbronna i od Ciebie zależna. Ten widok rusza każdego faceta. Już kochasz, więc w tej chwili niczego więcej Wam nie potrzeba. Poród? To przecież dopiero był początek. Nie będę przed Tobą niczego ukrywał. Jest źle, być może czasami, gdy dziecko będzie chore, będzie się wydawało, że jest jeszcze gorzej. Ale przecież później będzie już tylko lepiej, a dziecko stanie się Twoim oczkiem w głowie. Zmęczony po pracy, nie siadaj przed telewizorem, masz przecież dziecko, musisz się też nim zająć. Wózek i świeże powietrze dobrze na zmęczenie Ci zrobi, pozwoli odsapnąć Mamie, a Tobie złapać kontakt z dzieckiem. Widzisz, to jednak nie takie straszne. Kto powiedział, że wieczorne kąpiele, to nie może być męski obowiązek? Jeśli zostaniesz z dzieckiem sam dłużej niż kilka godzin, docenisz swoją pracę i przestaniesz marudzić, że jesteś pracą zmęczony. Jeśli wciąż uważasz inaczej, to zamień się z Mamą. Doceń to, ile robi także dla Ciebie. Być mężczyzną, to odpowiedzialność. Bądź więc odpowiedzialny przede wszystkim za swoją rodzinę. Trzeba się dzielić obowiązkami, pomagać i szanować na wzajem. Twoje dziecko Cię widzi, będzie naśladować. Będzie chciało być jak TATA. Teraz czeka Cię prawdziwa praca, prawdziwy wysiłek – wspólne wychowanie. Masz szansę dać dziecku to, czego od własnego Ojca nie otrzymałeś. Nie zmarnuj tego.

***

Akcja Tato Pomaga Mamie ma na celu promocję aktywnego podejścia Ojców do wychowywania dzieci oraz podkreślenie ich roli w tym życiowym przedsięwzięciu. Mnie nie trzeba przekonywać do tego,że Tata może opiekować się dzieckiem równie dobrze jak mama. Wiem też, że Tata pomaga i wspiera Mamę po porodzie, bo sam to przeszedłem. Uważam też, że Tata i Mama dzielą się obowiązkami rodzicielskimi, ponieważ małżeństwo (wspólne życie) powinno być oparte w głównej mierze na partnerstwie. Ale ja to wszystko już wiem. Wiem, bo przeszedłem tą drogę, przed którą stoi teraz wiele par, a szczególnie wielu młodych Ojców, którzy nie zawsze wiedzą co mają robić. Jako, że sam staram się aktywnie uczestniczyć w wychowaniu swoich dzieci, dlatego przyłączam się do akcji.

O akcji

Pomysłodawcą akcji jest: Maja Falkiewicz-Gancarz, autorka bloga www.bemam.pl

Strona akcji: http://www.bemam.pl/tatopomagamamie/

Strona na Facebooku: https://www.facebook.com/tato.pomaga.mamie

Akcja będzie trwaćw dniach: od 23 listopada do 23 grudnia 2014.

Oficjalne logo akcji:

Logo Tato Pomaga Mamie

Wybory to czas na zmiany

 Jak długo chcesz czekać zmiany na lepsze? – Jeśli masz zamiar czekać, to długo

Każdy z nas lubi pomarudzić i ponarzekać, to czasem nasz „sport narodowy” zaraz po piłce nożnej. Tak, w tych dwóch dziedzinach jesteśmy najlepsi. Tylko, jeśli nie pójdziesz na wybory, to zajmij się lepiej piłką nożną i przestań marudzić, bo własnie odebrałeś sobie to prawo – prawo do marudzenia.

Twój głos wszystko zmienia

Mam 33 lata, w roku 1989 chodziłem do ośmioklasowej podstawówki i byłem gówniarzem. Działy się wtedy sprawy wielki, a ja byłem za mały by się tym przejmować czy zrozumieć. Niemniej jednak, pamiętam, że to wydarzenie było ważne, a moje dzieci na pewno będą o tym się uczyć na historii. Pierwszy raz brałem udział w wyborach w roku 2000, zaczynałem też wtedy studia i czułem, że to ważne, że jestem dorosły i mogę decydować. Dziwi mnie więc fakt, że większość ludzi nie chodzi na wybory. Pytam się dlaczego? Co wami powoduje, że nie chcecie zdecydować o najważniejszych sprawach naszego kraju? Móc głosować, to przecież przywilej.

Demokracja – system rządów (reżim polityczny, ustrój polityczny) i forma sprawowania władzy, w których źródło władzy stanowi wola większości obywateli (sprawują oni rządy bezpośrednio lub za pośrednictwem przedstawicieli). źródło: Wikipedia – http://pl.wikipedia.org/wiki/Demokracja

W skrócie, a nawet dużym uproszczeniu, to ty decydujesz o przyszłości swojego kraju, a więc i przyszłości swoich dzieci. To twój głos ma siłę, by wszystko zmienić i odwrócić. Tylko że, tobie się nie chce. Może pora to zmienić? Człowiek ma krótką pamięć, jest leniwy i jeśli się go nie zmusi, to nie ruszy swoich liter w kierunku urny wyborczej. Przypomnę więc Wam coś, co ja pamiętam doskonale, bo jako jeszcze młodzieniec obserwowałem to w telewizji i zrobiło na mnie olbrzymie wrażenie, przekonało, że wybory mogą coś zmienić. Pamiętacie twór partyjny zwany AWS? Komitet Akcji Wyborczej Solidarność zwyciężył w wyborach parlamentarnych w 1997. Uzyskał 4 427 373 głosy, tj. 33,83% głosów ważnych, co dawało 201 mandatów poselskich. W senacie otrzymał 51 mandatów, czyli większość. Wraz z Unią Wolności utworzono rząd Jerzego Buzka, a ministrem finansów został Leszek Balcerowicz (ten, co musiał później odejść). To dzięki tym Panom mieliśmy „Program czterech reform” – czyli 6 klas zamiast 8 i gimnazja (oświata), OFE, IKZE i PPE (emerytury), 16 województw (administracja) i kasy chorych wraz z lekarzem rodzinnym (służba zdrowia). Te reformy bezpośredni przełożyły się na to, co mamy dzisiaj, na moje i na wasze życie. Piszę o tym dlatego, że jak AWS i UW w następnych wyborach parlamentarnych, w 2001 roku uzyskały 5,60% (AWS), oraz 3,1% głosów (UW). Można by rzec, że proponowane zmiany się nie przyjęły, a ludzie musieli się bardzo zdenerwować, skoro partie te znalazły się po za sejmem.

Wybory to czas na zmiany

Jeśli więc nie idziesz na wybory, to pozwalasz decydować o sobie innym. Jeśli nie idziesz na wybory, to znaczy, że obecna sytuacja Ci odpowiada – jest Ci tak po prostu dobrze. Jeśli jednak uważasz, że coś jest nie tak, że jest źle, że coś Ci się nie podoba – idź na wybory. Mamy okazję wpłynąć na swoje najbliższe otoczenie, na drogi, na szkoły, na szpitale – to wszystko w większości leży po stronie samorządów, tu u Was na miejscu, nie tam w Warszawie. Możecie spytać swojego burmistrza, prezydenta miasta, radnych o to co zrobili. Macie ich przecież na miejscu. Nie mówcie mi, że nie macie czasu, bo jeździcie po drogach, dzieci posyłacie do szkół i zdarza Wam się przejść do lekarza. Widzicie więc, że coś nie gra, widzicie, że obiecali coś innego niż jest – spróbujcie ich rozliczyć. Nie musicie ruszać się z domu (chyba, że idziecie głosować), możecie napisać pytanie choćby mailem. Myślicie, że nie odpowiedzą? Odpowiedzą, a jak nie to Twój głos stracą. Powiedzcie im, „sprawdzam”! Jeśli nikt ich nie rozlicza, jeśli nikt nie patrzy na ręce, to dalej będzie jak jest teraz i to będzie twoja wina, bo nic z tym nie zrobiłeś.

Wybory to czas na zmiany – a ty, nie dajesz sobie nawet szans na zmianę. Ale pamiętaj, to Twój wybór.

Frekwencja w wyborach i referendach w Polsce od 1989 roku
Wybory parlamentarne
1989
62,70%
Wybory prezydenckie
1990
60,63% (I tura) i 53,40% (II tura)
Wybory samorządowe
1990
42%
Wybory parlamentarne
1991
43,20%
Wybory parlamentarne
1993
52,13%
Wybory samorządowe
1994
33,8%
Wybory prezydenckie
1995
64,70% (I tura) i 68,23% (II tura)
Referendum „uwłaszczeniowe”
1996
32,40%
Referendum „prywatyzacyjne”
1996
32,44%
Referendum konstytucyjne
1997
42,86%
Wybory parlamentarne
1997
47,93%
Wybory samorządowe
1998
45,45%
Wybory prezydenckie
2000
61,12%
Wybory parlamentarne
2001
46,29%
Wybory samorządowe
2002
44,2%
Referendum akcesyjne
2003
58,85%
Wybory do Parlamentu Europejskiego
2004
20,87%
Wybory parlamentarne
2005
40,56%
Wybory prezydenckie
2005
49,74% (I tura) i 50,99% (II tura)
Wybory samorządowe
2006
45,99%
Wybory parlamentarne
2007
53,88%
Wybory do Parlamentu Europejskiego
2009
24,53%
Źródła: Państwowa Komisja Wyborcza (dane po 2002 roku), różne źródła i internetowe (w tym Wikipedia, do 2001 roku).

Photo credit: Dan Markeye /  Creative Commons Attribution-ShareAlike 2.0 Generic (CC BY-SA 2.0)

To, co najważniejsze w życiu

Błądzić jest rzeczą ludzką

Każdemu z nas zdarza się błądzić, to w końcu rzecz ludzka. Jednak gdy cierpią przez to inni, nasi najbliżsi, to słowa te nie powinny nigdy paść z naszych ust, bo to nie jest żadne wytłumaczenie, gdy tracisz to, co jest najważniejsze w życiu…

Jesień, to pewnie nie jest dobry czas na podejmowanie trudnych decyzji, w dodatku takich których skutków nie jesteśmy w stanie sami przewidzieć. Zaczęło się całkiem niewinnie, trochę kłopotów z pracą, trochę przerośnięte ambicje. W końcu wszystko jest na swoim miejscu – jest dom, samochód, żona, dzieci i praca. Czego chcieć więcej? Większość naszych problemów bierze się po prostu z przemieszania celów. Jednym przypisujemy przesadne znaczenie, inne, te ważne, traktujemy jako mało ważne. Jeszcze inne odkładamy na „kiedyś”.

Najważniejsza jest praca

Gdyby wtedy ktoś mnie spytał, czego się najbardziej obawiam, to powiedziałbym bez zastanowienia, że utraty pracy. Jako mężczyzna, czułem się szczególnie za to odpowiedzialny. Przecież tak być powinno, to ja powinienem zarabiać na rodzinę i dom, to ja powinienem ich utrzymać, to przecież mój obowiązek. Jak wiemy, okazja czyni złodzieja, to też jak tylko taka wymarzona okazja się trafiła postanowiłem skorzystać. Zmieniłem pracę.

Firma międzynarodowa, trzeba dobrze znać angielski, na pewno lepiej niż ja go znam. Perspektywy świetne. Przecież każdy inżynier o takiej firmie marzy. Pakiet socjalny, kto by nie chciał. Nawet ma być premia. Praca? Mam szansę się rozwinąć, poznać nowe technologie, nawet wyjechać za granicę na szkolenie. Pierwszy dzień pracy upłyną sennie. Podróż samochodem, ponad 1000 km. Dobrze, że zaczynam pracę w piątek. Będzie czas odpocząć. Weekend w nowym miejscu, całkiem innym niż to które znałem dotychczas. Widzę, że nie będzie źle. Młodzi ludzie, pełni zapału i ambicji, tylko dyrektor ponoć bardzo srogi. Szkolenie, to chyba najmilej wspominam. Inni ludzie, inne podejście i całkiem ciekawe doświadczenie. Tylko chyba o czymś zapomniałem, o czymś co jest najważniejsze w życiu.

Najwspanialsza kobieta na świecie

To tylko miesiąc, szybko zleci, spotkamy się na święta. Skype, stał się moim najlepszym przyjacielem, dobrze że roaming w EU nie jest taki drogi. Żona od początku była przeciwna mojej nowej pracy, rodzina również. Finansowo było odrobinę lepiej, ale praca miała być za to pewna. Moja kochana żona spakowała mnie, pomogła wszystko kupić i jeszcze powiedziała, że będzie tęsknić. Taka żona, to skarb.

Zostawiłem ją miesiąc, z dwójką małych dzieci, zimą… To była ciężka zima, mróz, śnieg a ona sama. Żłobek był blisko, ale nie czarujmy się, w Polsce chodniki albo są nieodśnieżone, albo odśnieżone na 30 cm, a wózek bliźniaczy jest sporo szerszy. Sanki są super jak jest śnieg. A co, jak co drugi chodnik odśnieżony? Ciągnąć sanki po asfalcie? Sam kiedyś spróbowałem ich odprowadzić do żłobka zimą i wiecie co, było cholernie ciężko. To miał być tylko miesiąc. Nigdy nie sądziłem, że będzie jej tak ciężko. Wtedy wydawało się, że wszystko po prostu minie, że to przejściowe. Święta mimo tego wszystkiego były piękne i rodzinne. Wciąż nie wiem, co jest najważniejsze w życiu.

Zostań, trzeba to skończyć

W sumie nie wiem jak to się zaczęło, ale gdy pierwszy raz usłyszałem „zostań, trzeba to skończyć”, myślałem sobie, że to moja wina bo za wolno pracuję. Nic z tych rzeczy. Zacząłem słyszeć to codziennie. „Zostań, trzeba to skończyć” i ja zostawałem,przecież mogą mnie zwolnić! Coraz później wracałem do domu. Gdy ja wychodziłem do pracy, one jeszcze smacznie spały, a gdy wracałem już spały, a ja mogłem je tylko delikatnie ucałować. Wciąż nie wiedziałem, co jest najważniejsze w życiu… Jest godzina 16, powinienem już wracać, ale zostanę jeszcze 15 minut. Nagle zadzwonił telefon. Syn ma wysoką gorączkę, żona jest sama, mam natychmiast wracać. Gdy się pakowałem wszedł szef – „Idź i zobacz co dzieje się na produkcji” powiedział. Spakowany, ale poszedłem. Ciężka sprawa. Awaria. Ja chcę wracać, dziecko chore, żona sama, szef naciska, to tyko gorączka przecież, małe dziecko tak ma czasem, a tu zaraz zakład stanie. Szybka kalkulacja, tu chwilę, potem przycisnę po autostradzie, bo o tej porze będzie pusto. Z 15 minut zrobiła się godzina, potem dwie, telefon dzwoni, a ja wciąż odpowiadam „własnie jadę”. Przyjechałem chwilę po 20:00. Zabrałem syna prosto do lekarza. Gdy wróciłem, a syn już zasnął czekała mnie ciężka rozmowa.

To, co najważniejsze w życiu

Wiedziałem, że będzie ostro. Ostro jednak nie było. Zamiast wyrzutów, zamiast kłótni, zamiast lecących talerzy, dostałem prosty wybór – my albo ona. Dałem sobie kilka miesięcy na znalezienie nowej pracy. Wiedziałem, że tak dalej być nie może, bo zawiodłem zaufanie. Po pierwszym telefonie powinienem pierdolnąć wszystko co miałem w rękach i tak jak stałem lecieć do mojej rodziny, do chorego dziecka. Nie zrobiłem tego, choć powinienem. Znalazłem sobie tysiąc wymówek, bo firmę, ludzi, bo szefa zawiodę, a tak naprawdę zawiodłem tylko swoją rodzinę. Gdy się z stamtąd zwolniłem miałem chwilę na zastanowienie. Tyle czasu, który zmarnowałem, tyle złych rzeczy, które zrobiłem w imię czego? Lepszej pracy? Ambicji? Tyle rzeczy mnie minęło, tyle zabaw z dziećmi. Gdy był weekend, a ja jakimś cudem byłem w domu, wołały tylko mamo. Serce się człowiekowi kraje, bo praca była jak narkotyk, pochłaniała mnie całego, a wcale nie zapewniłem lepszego bytu rodzinie – wspomniałem, że nie zapłacili mi za nadgodziny?

Dziś mam inną pracę, bardzo dobrą. Nie muszę zostawać, nie muszę kłamać, że już jadę. Mogę ją stracić, bo tak się zdarza. Będziemy musieli sobie radzić, ale jako jedna i kochająca się rodzina. W końcu odnalazłem to, co jest najważniejsze w życiu.

Photo credit: vinothchandar /  Creative Commons Attribution-ShareAlike 2.0 Generic (CC BY-SA 2.0)

Co z tą szkołą – co jest z wami?

Co z tą szkołą?

Mamy dziś dzień szczególny, Dzień Edukacji Narodowej – dzień nauczyciela. To chyba dobra okazja, aby porozmawiać trochę o szkole. Co prawda mam kilka lat przed sobą zanim moje dzieciaki wybiorą się do szkoły, ale już dziś mnie ten temat dręczy. Możecie mi powiedzieć, co z tą szkoła?  Bo ja czegoś nie rozumiem.

Wszyscy wiemy – szkoła nic nie daje, po co się uczyć, pracy i tak nie ma, a po szkole są same matoły. Studia wyższe? Boże uchowaj! Kto to widział, przecież magister ledwo ma co do garnka włożyć, może szkolę i ma ale kasy nie zarabia. Szkoły zawodowe? Nie ma czegoś takiego. Zniknęły i pewnie nie wrócą, jak wiele innych rzeczy, z tak zwanej komuny i dobrze! A dziś? Nasze małe skarby, sześcioletnie dzieci, chcą wcielić siłą do szkoły, odebrać to, co dzieci mają najcenniejsze – swoją młodość, dzieciństwo i dobrą zabawę. Jeszcze ten nieszczęsny podręcznik, zwany Elementarzem! Jak ktoś śmiał coś w ogóle takiego zrobić! Kim są, Ci, co próbują nam go wcisnąć! No, ja się pytam!

Od przedszkola do…

No dobra, teraz na serio. Nie jest dobrze. Szkoła pada na twarz. Nie ma nawet co porównywać tego co, było kiedyś a jest teraz. Ale czyja to wina? Nowe reformy są wciąż wprowadzane, nowy podręcznik zwany Elementarzem, sześciolatki co są niby zmuszane do szkoły. Długo by wymieniać, a rodzice protestują na taką sytuację, bo to ich prawo. Ale czy słusznie? Mam to gdzieś. Dla mnie liczy się wykształcenie, więc nie ma nic przeciwko temu, że moje dzieci uczą się już w przedszkolu. Tylko co dalej, bo słuchając i czytając to wszystko co jest na temat szkoły w internecie, to strach się bać, a bać się trzeba bo to o nasze dzieci chodzi. Kur..czę dość! Pomyślcie trochę. Czego Wy tak naprawdę chcecie? To poczytajcie co o tym myślę:

Dzieci powinny iść do szkoły w wieku 7 lat, a nie 6 lat.

Ale dlaczego? Ja chodziłem to tak zwanej „zerówki” jak miałem 6 lat i jak patrzę ja kto wyglądają (albo raczej mają wyglądać) zajęcia w szkole, to mam wrażenie że gdzieś już to widziałem. Wybaczcie, ale czytam na blogu, jak to dzieci się wspaniale rozwijają, tablet rodziców mają w jednym paluszku, nawet za komputer się biorą i bajki na YouTube oglądają same, ale do szkoły, broń boże! Tablet dziecku tak, szkoła nie!

Chcesz skrócić swojemu dziecku dzieciństwo?

Przepraszam, że niby co? Do pracy gonię sześciolatka? Nie wydaje mi się. Fakt, szybciej zacznie szybciej skończy, ale to chyba nawet lepiej skoro jest tak źle. Nie okłamujmy się, co to za dzieciństwo? Pamiętacie swoje? Bo ja pamiętam, że wszędzie mnie było pełno, że biegałem od rana do wieczora, byle na dobranockę wrócić. Że na podwórku było bezpiecznie i byli koledzy, że sam mogłem chodzić. A teraz? Zostawilibyście dziecko bez opieki? Przecież i tka więcej spędza czasu w przedszkolu niż z Tobą. No chyba, że nie pracujesz.

Sześcioletnie dzieci potrzebują zabawy i luzu, a nie sztywnego siedzenia w ławce. Zwłaszcza z kolegą siedmiolatkiem, który jest o rok do przodu nie tylko intelektualnie ale przede wszystkim emocjonalnie.

Siedmiolatek, to brzmi groźnie! Fakt, dzieci nie rozwijają się w takim samym tępię, ale przecież to będzie sytuacja przejściowa. Dano ludziom wybór – możecie, ale nie musicie, to w klasie z siedmiolatkami, są dzieci sześcioletnie. A za rok, będą same sześciolatki.

Rodzice będą decydować o programie nauczania.

Świetnie, tylko którzy? Ci z pod „szóstki” to nie powinni, bo słuchają Radia Maryja, a ci spod „dwadzieścia pięć”, to patologia jakaś! Chcą uczyć o gender! Jak to sobie wyobrażacie? Dwie szkoły podstawowe, dwie pierwsze klasy. Jedna uczy z podręcznika „A”, a druga uczy z podręcznika „B”. Tylko czym te podręczniki mogą się od siebie różnić? Ceną? W jednym Ala ma kota, w drugim Ula ma psa? Sorki, ale o tym co moje dzieci będą się uczyć, decyduję ja, ale we własnym domu! Szkoła ma nauczyć podstawowej wiedzy, a światopogląd, wiara i inne rzeczy, mają wychodzić z domu rodzinnego.

 Obligatoryjne standardy warunków w szkołach

Z tym to akurat się zgadzam, bo to co było dobre, zostało rozwalone w kolejnych latach. A co było dobre? Gimnazja! Tak, gimnazja, ale w teorii, bo w praktyce to wyszło dno, muł i wodorosty. Gimnazja miały być osobnymi szkołami – a nie są. Wciąż gminy łączą je z podstawówkami tworząc „zespoły”. To nie tak miało być.

Przywrócić zawodówki

Ta, jasne już pędzę. Tym „geniuszom” z rządu co to wymyślili śpieszę donieść, że to świetny pomysł. No po prostu super! Bo przecież 30 lat temu, jak były zawodówki, to nie było bezrobocia. Tylko… czekajcie, a czy przypadkiem, wtedy nie było czegoś takiego, że każdy musiał pracować, a zawodówki, to były szkoły przyzakładowe? Ktoś sobie wymyślił, że ludzie pójdą do zawodówki a potem będą magistrom mieszkania malować za grubą kasę, albo samochody naprawiać. Jasne, kilku pewnie tak. A reszta? Trafi na linię produkcyjną w fabryce z kapitałem zagranicznym. No i jestem ciekaw kto zdecyduje jakie zapotrzebowanie będzie na takich pracowników. Ciekawe też co z pensją, bo mam wrażenie, że jakby podnieść ciut stawki, to by się specjaliści po zawodówce czy technikum znaleźli. Swoją drogą jak komuś zależy, to na kurs się wybierze, sam opłaci, a ponieważ poczuje ile to jest pieniędzy, to się przyłoży i lepiej na tym wyjdzie.

Czego te szkoły teraz uczą?

Tego samego co zawsze. Nie pamiętasz? Za twoich czasów matematyka była inna? Może fizyka się zmieniła nieco? Na pewno zasady pisowni, co zapewne widać w tym poście (za co przepraszam). Wiedza się nie zmieniła, tylko w pewnych miejscach poszerzyła. Ale podstawy są zawsze takie same. No tak, zapomniałem. Szkoła nie uczy wypełniać PITA, albo zrobić biznes paln

Wiecie już co z tą szkołą?

Ja wciąż nie wiem. Jestem jednym z ostatnich pokoleń bez gimnazjum, ze „starą” maturą i studiami mgr „jednolitymi”. Nie długo sam pośle dzieci do szkoły i wiem, że edukacja to bardzo ważna rzecz, że jest potrzebna. Nie wyobrażam sobie tego inaczej. Tylko jak to zmienić?

Zacznijcie od siebie! Sami się doszkalać i uczyć powinniśmy. Sami powinniśmy dbać o edukację naszych dzieci – w domu. Pomagać przy lekcjach, sprawdzać, czy dziecko jest na następny dzień gotowe. Przynajmniej tyle. Szkoła nigdy niczego za rodziców nie zrobi.

Szkoła nie wychowuje! Szkoła nie wychowuje, tylko wspomaga. Jak ty nie wychowujesz, to szkoła też wiele nie pomoże. Jak w domu źle się dziecko zachowuje, to w szkole będzie podobnie. Tylko nie płacz, że to wina szkoły.

To co, wiecie już co z tą szkołą?

Photo credit: futuredu /  Creative Commons Attribution-ShareAlike 2.0 Generic (CC BY-SA 2.0)