Najważniejsze wybory są dopiero przed nami

Wybory 2015

Jeszcze nie opadły emocje po ogłoszeniu wyników Wyborów Parlamentarnych, które zapewne zapadną w pamięć, a być może kiedyś będziemy o nich uczyć nasze dzieci. Wybraliśmy, każdy według swojego uznania, swoich przedstawicieli w sejmie i senacie. W pewnym sensie właśnie zdecydowaliśmy o naszej przyszłości. Zdecydowaliśmy o przyszłości naszych dzieci. Ale to nie jedyne wybory, które mają wpływ na nasze i na naszych dzieci życie. Te ważniejsze wybory musimy podjąć każdego dnia, bo te najważniejsze wybory są dopiero przed nami.

Pomóż nam zmienić prawo

Polityka (nie)prorodzinna

Mamy ostatnio kilka zmian w przepisach, które nas rodziców powinny zainteresować. Jeszcze więcej jest pomysłów, na politykę prorodzinną, które nie dość, że nie są zbyt mądre, to jeszcze prędzej kwalifikują się do działu „Bajki i legendy”, niż do przepisów prawa, ale jak wszyscy wiemy, politykom przecież wolno obiecywać wszystko – zwłaszcza przed wyborami. Może warto podrzucić im kilka pomysłów, które realnie mogłyby coś zmienić. Tylko pytanie co? Jak zmienić prawo?

Tutaj będę Was prosił, o pomysły, które mogłyby poprawić nasz los rodzica. Zanim jednak wpiszecie w komentarzach, co według Was przydałby się zmienić, to przeczytajcie proszę co już jest, co będzie, oraz o kilku projektach, które chciałbym, żebyście poparli. Przynajmniej, żebyście wyrazili swoją opinię.

Kilka dobrych zmian

Ostatnie zmiany w przepisach są mocno dyskutowane nie tylko w internecie. Głownie chodzi o nowelizację ustawy o bezpieczeństwie żywności i żywienia, zwanej popularnie przez wszystkich ustawą o zakazie sprzedaży śmieciowego jedzenia w szkołach. Moim zdaniem to krok w dobrym kierunku, chociaż przez wielu jest uznany za zbędny, bo przecież niezdrowe jedzenie można kupić wszędzie – w drodze do szkoły, po szkole, na przerwie, a nawet można przynieść z domu. Co poniektórzy żalą się nawet, że są dorośli, mają po 18 lat i mogą kupić piwo i fajki, ale nie mogą kupić drożdżówki w sklepiku szkolnym. Piwa też nie mogą kupić w sklepiku szkolnym, a nawet nie mogą zapalić papierosa na terenie szkoły. Naprawdę im wszystkim współczuję…

Po pierwsze, to nie rozumiem jak uczeń może wyjść ze szkoły na zakupy w czasie przerwy. Przecież z wielu zakładów pracy wyjść nie można, albo można w czasie lunchu, tylko tu mówimy o uczniach pod opieką szkoły. Po drugie zawsze w takich sklepikach szkolnych były produkty, które można by nazwać syfem w czystej postaci – sam cukier i chemia. Po części to wina rodziców, którzy nie do końca interesują się tym, co jedzą ich dzieci w szkole, ale też nie było alternatywy, bo przecież sklepikarze chcą zarobić, a ich obowiązkiem nie jest dbanie o zdrowie naszych dzieci. Po trzecie i najważniejsze dla mnie, a co trochę umknęło pozostałym to, że nowelizacja wprowadza też nowe wytyczne w stołówkach i kuchniach szkolnych, przedszkolnych i żłobkowych. Czym innym jest zakup słodyczy w szkolnym sklepiku, bo w sumie mało mnie to może obchodzić jak rodzice pozwalają, a czym innym jest karmienie marnym jedzeniem przygotowanym z „torebki” i ze sporą ilością cukru. Tutaj muszę się trochę nie zgodzić, choćby nawet z Nasze dzieci nie będą grubaskami!bo uważam, że akurat cukier jest takim produktem, którego dzieci w jedzeniu nie potrzebują. Naprawdę, ale to naprawdę nie ma potrzeby „dosładzać”. Przecież cukier nie niesie za sobą żadnej wartości oprócz smaku. Z solą jest podobnie, tylko sól spożywamy w nadmiarze w innych produktach, więc można by ograniczyć jej spożycie w przedszkolu. Mam nadzieję, że nikomu nie przyszło do głowy nie solić ziemniaków… Ale skoro ta nowelizacja problemu nie rozwiązuje i szybko nie rozwiąże, a są dzieciaki, które grube są już teraz i mają problem z odżywaniem, to może przydałaby się im pomoc dietetyka? Tylko takiej pomocy w szkole się nie dostanie. Można to zmienić. Zachęcam do poparcia petycji – cel to 10 000 podpisów.

[wc_box color=”secondary” text_align=”center”]

Strona projektu i wszystkie szczegóły:

http://glodnizmian.pl/

[/wc_box]

Kolejna dobra zmiana, według mnie oczywiście, to brak zwolnień z WF. Głównie chodzi o to, że obecnie nie ma możliwości nie ćwiczenia w ogóle, tylko można być zwolnionym z niektórych ćwiczeń. Nawet lekarz będzie mógł zwolnić tylko z określonych ćwiczeń. Pojawią się natomiast głosy, że dziecko ma katar i się przeziębi akurat na WF-ie, a potem trzeba będzie z nim zostać w domu na zwolnieniu. Po pierwsze, przeziębienie nie jest przeciwwskazaniem, po drugie o ironio, to ćwiczenia wzmacniają odporność, a po trzecie jeżeli ktoś jest na tyle przeziębiony, że nie może ćwiczyć, to może rzeczywiście powinien zostać w domu. Prawda jest taka, że WF jest mało atrakcyjny i tu jest największe pole do popisu dla nauczycieli, dlatego mówię Wam:

STOP ZWOLNIENIOM Z WF!

Zmiany, które mają wejść już w niedalekiej przyszłości, to ułatwienia dla rodzin miedzy innymi wielodzietnych, poprzez wprowadzenie zasady „złotówka za złotówkę”. Wreszcie będzie koniec problemów, gdy dochód na członka rodziny przekroczy kilka złotych i już świadczenia się nie należą. Od teraz zostaną pomniejszone o tą nadwyżkę, ale zostaną przyznane. Będzie też świadczenie w kwocie 1000 PLN, dla tych rodziców, którzy nie mogą skorzystać z urlopów rodzicielskich, oraz możliwość złożenia niektórych wniosków, w tym wniosków o świadczenia rodzinne, alimentacyjne i Kartę Dużej Rodziny. Pomoc ta co prawda nie wielka, bo to powinna być norma, no ale jak na dobry początek… O zmianach możecie przeczytać tutaj: Narada Rodzinna w kancelarii premiera.

Czego nam potrzeba?

Jako rodzic od mojego rządu, wybranego w demokratycznych wyborach, chciałbym wsparcia. Bynajmniej nie potrzebuję pieniędzy od Państwa, bo póki mam zdrowie sam postaram się je zarobić. Problem w tym, że gdy Państwo próbuje coś dla rodzin zrobić, to jakoś to nie wychodzi. Mimo wspaniałych obietnic, pomysłów typu Karta Dużej Rodziny, życie jest życiem i wcale tak miło nie jest. Sami przeczytajcie:

http://www.dwapluscztery.pl/szanowny-panie-prezydencie-2/
http://www.mama-trojki.pl/2015/09/obietnice-wyborcze-czyli-wycieranie.html

I wiecie co? To ja czuję się jak członek rodziny patologicznej. Bo żadna pomoc od Państwa mi się nie należy. Bo ja radzę sobie. Przecież załatwię sobie żłobek czy przedszkole, to ja płacę podatki i zarabiam tyle, że ktoś uznał mnie za margines – za kogoś, kto nie potrzebuje pomocy. Ale czy na pewno? Jeżeli masz dzieci, pracujesz i nie łapiesz się na pomoc od Państwa, to zobacz i podpisz petycję:

Wsparcie dla rodzin

Teraz Wasza kolej. Dobrze wiecie czego potrzeba, by było lepiej. Dostępu do przedszkoli i żłobków dla każdego? Może darmowe obiady w szkole? A może… Proszę, napisz w komentarzu!

Photo credit: Horia Varlan /  https://www.flickr.com/photos/horiavarlan/4516719171

Dlaczego tata (nie)idzie do wojska

Obowiązek każdego mężczyzny

Blady strach padł na mężczyzn w wieku poborowym. Państwo wzywa nas do spełnienia obowiązku, do „natychmiastowego stawiennictwa” w wytypowanej jednostce. Kiedyś do armii wcielano każdego, a pobyt  w wojsku był niczym chrzest i dowodem na bycie „prawdziwym mężczyzną”. Powiedzieć, że czasy się zmieniły to mało, prawdziwych mężczyzn, którzy odbyli służbę wojskową już prawie nie ma, a my dziś musimy sprawdzić się na innym poligonie, jakim jest nasza własna rodzina. No dobra, a co zrobić jak nas jednak wezwą? Szczerze. W obecnej formie mam gdzieś służbę wojskową i cały ten system, dlatego tata (nie)idzie do wojska.

Armia jest potrzebna

Wydarzenia na Ukrainie pokazują nam, że nasz obecny świat nie jest bezpieczny. Na niemal każdym kontynencie toczy się mniejszy czy większy konflikt zbrojny, który choć daleko, to wpływa na nasze życie – choćby podnosząc ceny surowców i paliw. Cenię i szanuję żołnierzy, wierzę w to co robią, a przede wszystkim uważam, że są potrzebni. W końcu wybrali taki zawód,żołnierzami, tak jak ja jestem inżynierem. Uważam też, że są profesjonalistami w tym co robią, a jako inżynier powiem Wam, że muszą też posiadać niezłą wiedzę techniczną oraz super kondycję i wytrzymałaś psychiczną. Nic dziwnego. Szkolą się latami do tego, by w razie zagrożenia móc nas wszystkich bronić.

Zabawa w wojsko?

Żołnierze szkolą się latami. No właśnie. Ja, żeby zostać inżynierem potrzebowałem kilku lat studiów i jeszcze więcej lat pracy. Dzięki temu każdy z nas jest profesjonalistą w tym co robi i osobiście wolałbym, żeby tak zostało. W jakim więc celu kogoś wzywają? Sztab Generalny WP przyznaje : „To okazja do sprawdzenia, jak funkcjonuje system”. Wniosek? Rezerwista ma robić za „królika doświadczalnego”, ale skoro mówimy o wojsku, powinno być „kota doświadczalnego”. To świetna okazja do tego, by zobaczyć gdzie kto mieszka (i czy przypadkiem nie uciekł do Anglii), a na pewno świetna okazja żeby komuś zdezorganizować życie – przynajmniej na chwilę, a jak dobrze pójdzie to i na dłużej.

Po pierwsze – tryb natychmiastowego stawiennictwa. Tak się składa, że jestem zameldowany w miejscowości gdzie jest jednostka wojskowa i poligon. Wychowałem się tuż obok czołgów i żołnierzy. Teoretycznie mógłbym się stawić w 15 minut (na piechotę). W praktyce, minimalny czas to 4 godziny. Tylko, że mieszkam i pracuję zupełnie gdzie indziej, więc… w 4 godziny to i owszem, ale samolotem. Wojsko niestety nie zwraca nawet za Pendlino, więc samolot też odpada… powiedzmy, że dałbym radę dojechać w jeden dzień.

Po drugie – jeżeli mam umowę o pracę, to nie jest tak źle. Pracodawca ma obowiązek mnie puścić i nie tracę urlopu (chociaż mogę zapomnieć, że mnie na urlop puści). Niestety nie ma obowiązku mi płacić za ten czas – trudno, obowiązek wobec ojczyzny ważniejszy niż własna rodzina. Trochę gorzej, jak nie mam umowy o pracę, a tak zwaną „śmieciową”. Umowa o dzieło lub zlecenie – tu się nic nie należy, a jak przekroczę termin wykonania, bo spełniałem obowiązek wobec Państwa, to tylko od dobrej woli drugiej strony zależy czy będę miał do czego wracać lub, czy to ja kary umownej nie zapłacę. Może nie będzie najgorzej – w końcu jest żołd (jakieś 70 PLN brutto dziennie), a za utracone zarobki można dostać rekompensatę od Wojewody (o ile masz umowę o pracę i siłę by się ubiegać). W międzyczasie Twój kredyt spłaci się sam, oj chyba coś pomieszałem. Nie, nie spłaci się sam, a bank Twój obowiązek wobec kraju ma… dobrze wiesz gdzie.

Po trzecie – to nawet sobie nie postrzelasz. Nikt Ci w wojsku nie da broni do ręki, bo sam jej nie ma – ma tylko na ćwiczeniach. Przy odrobinie szczęścia może zobaczysz jak ktoś strzela, bo akurat będą ćwiczenia. Do czołgu też Cię nie wpuszczą, bo jeszcze byś coś zepsuł, a w sumie armia ma trochę nowoczesnego sprzętu. Co więc będziesz robił? Tego dokładnie nikt nie wie, bo obawiam się, że nikt się nad tym nie zastanawiał, ale jest szansa, że jako inżynier trafiłbym do wojsk inżynieryjnych, a jako bloger do służb propagandowych ;-) . Ile będziesz szkolony? Tego też nikt nie wie, ale chodzą słuchy, że od kilku dni do  3 miesięcy. Dowiesz się, jak zostaniesz wezwany (dowiesz się na miejscu). W tym czasie odpoczniesz sobie od kredytów, dzieci, kłótni z żoną i głupiego szefa. Będziesz dobywał, być może swoje pierwsze ranny (odciski) wojenne i poznasz przyjaciół na całe życie – kumpli z wojska.

Po czwarte – Twój opór jest zbyteczny. Doprowadzą Cię siłą. Jeżeli nie stawisz się na wezwanie, grozi ci więzienie. Za samo spóźnienie grożą 2 lata, a za nie stawienie się 5 lat. Jeśli myślisz, że za granicą Cię nie znajdą – mylisz się. Jak będą chcieli, to znajdą. Możesz się za to wymigać, jeżeli samotnie wychowujesz dziecko do 16 roku życia (znów Ci, co mają ślub są frajerami) lub masz wyjątkową sytuację rodzinną – choć nikt do końca nie wie co to znaczy.

Prawdziwi patrioci

Jako „prawdziwy facet”, powinienem umieć bronić swoją rodzinę, nawet w czasie wojny. Słusznie. Obronę kraju wolałbym zostawić jednak profesjonalistom – żołnierzom. Ja uważam się za prawdziwego patriotę, bo jeszcze nie uciekłem z tego kraju, muszę zapewnić swoim bliskim bezpieczeństwo, głownie finansowe, a swoją pracą buduję PKB Polski, a nie innego kraju. Ciąganie mnie na „szkolenie” nie zrobi ze mnie żołnierza. Jeśli jednak Państwo chce mnie tak bardzo, to niech się postara i weźmie na siebie moje zobowiązania, gdy ja będę się szkolił, tak aby moja rodzina tego nie odczuła. To uczciwa propozycja. Przypomnę tylko, że już płacę podatki na Armię Zawodową i Narodowe Siły Rezerwowe. Narodowe Siły Zbrojne miały być własnie dla ochotników, tych co chcą poczuć piach poligonu i dym spalonego prochu, a jednocześnie nie muszą być żołnierzami. Mam wrażenie, że nie było zbyt wielu chętnych, a jeśli byli, to szybko się wyleczyli (możecie mnie wyprowadzić z błędu). Mam też wrażenie, że siebie nie doceniamy. Gdyby przyszło prawdziwe zagrożenie, to jak ich dzisiaj nazywamy „chłopcy w rurkach” poszliby walczyć. Gdyby przyszło prawdziwe zagrożenie, dopiero wtedy by się tak naprawdę okazało, ilu patriotów poszłoby walczyć i wróciło bronić ojczyzny z Anglii, bo Tyle wiemy o sobie, ile nas sprawdzono.

Photo credit: woodleywonderworks /  Creative Commons Attribution-ShareAlike 2.0 Generic (CC BY-SA 2.0)

Wybory to czas na zmiany

 Jak długo chcesz czekać zmiany na lepsze? – Jeśli masz zamiar czekać, to długo

Każdy z nas lubi pomarudzić i ponarzekać, to czasem nasz „sport narodowy” zaraz po piłce nożnej. Tak, w tych dwóch dziedzinach jesteśmy najlepsi. Tylko, jeśli nie pójdziesz na wybory, to zajmij się lepiej piłką nożną i przestań marudzić, bo własnie odebrałeś sobie to prawo – prawo do marudzenia.

Twój głos wszystko zmienia

Mam 33 lata, w roku 1989 chodziłem do ośmioklasowej podstawówki i byłem gówniarzem. Działy się wtedy sprawy wielki, a ja byłem za mały by się tym przejmować czy zrozumieć. Niemniej jednak, pamiętam, że to wydarzenie było ważne, a moje dzieci na pewno będą o tym się uczyć na historii. Pierwszy raz brałem udział w wyborach w roku 2000, zaczynałem też wtedy studia i czułem, że to ważne, że jestem dorosły i mogę decydować. Dziwi mnie więc fakt, że większość ludzi nie chodzi na wybory. Pytam się dlaczego? Co wami powoduje, że nie chcecie zdecydować o najważniejszych sprawach naszego kraju? Móc głosować, to przecież przywilej.

Demokracja – system rządów (reżim polityczny, ustrój polityczny) i forma sprawowania władzy, w których źródło władzy stanowi wola większości obywateli (sprawują oni rządy bezpośrednio lub za pośrednictwem przedstawicieli). źródło: Wikipedia – http://pl.wikipedia.org/wiki/Demokracja

W skrócie, a nawet dużym uproszczeniu, to ty decydujesz o przyszłości swojego kraju, a więc i przyszłości swoich dzieci. To twój głos ma siłę, by wszystko zmienić i odwrócić. Tylko że, tobie się nie chce. Może pora to zmienić? Człowiek ma krótką pamięć, jest leniwy i jeśli się go nie zmusi, to nie ruszy swoich liter w kierunku urny wyborczej. Przypomnę więc Wam coś, co ja pamiętam doskonale, bo jako jeszcze młodzieniec obserwowałem to w telewizji i zrobiło na mnie olbrzymie wrażenie, przekonało, że wybory mogą coś zmienić. Pamiętacie twór partyjny zwany AWS? Komitet Akcji Wyborczej Solidarność zwyciężył w wyborach parlamentarnych w 1997. Uzyskał 4 427 373 głosy, tj. 33,83% głosów ważnych, co dawało 201 mandatów poselskich. W senacie otrzymał 51 mandatów, czyli większość. Wraz z Unią Wolności utworzono rząd Jerzego Buzka, a ministrem finansów został Leszek Balcerowicz (ten, co musiał później odejść). To dzięki tym Panom mieliśmy „Program czterech reform” – czyli 6 klas zamiast 8 i gimnazja (oświata), OFE, IKZE i PPE (emerytury), 16 województw (administracja) i kasy chorych wraz z lekarzem rodzinnym (służba zdrowia). Te reformy bezpośredni przełożyły się na to, co mamy dzisiaj, na moje i na wasze życie. Piszę o tym dlatego, że jak AWS i UW w następnych wyborach parlamentarnych, w 2001 roku uzyskały 5,60% (AWS), oraz 3,1% głosów (UW). Można by rzec, że proponowane zmiany się nie przyjęły, a ludzie musieli się bardzo zdenerwować, skoro partie te znalazły się po za sejmem.

Wybory to czas na zmiany

Jeśli więc nie idziesz na wybory, to pozwalasz decydować o sobie innym. Jeśli nie idziesz na wybory, to znaczy, że obecna sytuacja Ci odpowiada – jest Ci tak po prostu dobrze. Jeśli jednak uważasz, że coś jest nie tak, że jest źle, że coś Ci się nie podoba – idź na wybory. Mamy okazję wpłynąć na swoje najbliższe otoczenie, na drogi, na szkoły, na szpitale – to wszystko w większości leży po stronie samorządów, tu u Was na miejscu, nie tam w Warszawie. Możecie spytać swojego burmistrza, prezydenta miasta, radnych o to co zrobili. Macie ich przecież na miejscu. Nie mówcie mi, że nie macie czasu, bo jeździcie po drogach, dzieci posyłacie do szkół i zdarza Wam się przejść do lekarza. Widzicie więc, że coś nie gra, widzicie, że obiecali coś innego niż jest – spróbujcie ich rozliczyć. Nie musicie ruszać się z domu (chyba, że idziecie głosować), możecie napisać pytanie choćby mailem. Myślicie, że nie odpowiedzą? Odpowiedzą, a jak nie to Twój głos stracą. Powiedzcie im, „sprawdzam”! Jeśli nikt ich nie rozlicza, jeśli nikt nie patrzy na ręce, to dalej będzie jak jest teraz i to będzie twoja wina, bo nic z tym nie zrobiłeś.

Wybory to czas na zmiany – a ty, nie dajesz sobie nawet szans na zmianę. Ale pamiętaj, to Twój wybór.

Frekwencja w wyborach i referendach w Polsce od 1989 roku
Wybory parlamentarne
1989
62,70%
Wybory prezydenckie
1990
60,63% (I tura) i 53,40% (II tura)
Wybory samorządowe
1990
42%
Wybory parlamentarne
1991
43,20%
Wybory parlamentarne
1993
52,13%
Wybory samorządowe
1994
33,8%
Wybory prezydenckie
1995
64,70% (I tura) i 68,23% (II tura)
Referendum „uwłaszczeniowe”
1996
32,40%
Referendum „prywatyzacyjne”
1996
32,44%
Referendum konstytucyjne
1997
42,86%
Wybory parlamentarne
1997
47,93%
Wybory samorządowe
1998
45,45%
Wybory prezydenckie
2000
61,12%
Wybory parlamentarne
2001
46,29%
Wybory samorządowe
2002
44,2%
Referendum akcesyjne
2003
58,85%
Wybory do Parlamentu Europejskiego
2004
20,87%
Wybory parlamentarne
2005
40,56%
Wybory prezydenckie
2005
49,74% (I tura) i 50,99% (II tura)
Wybory samorządowe
2006
45,99%
Wybory parlamentarne
2007
53,88%
Wybory do Parlamentu Europejskiego
2009
24,53%
Źródła: Państwowa Komisja Wyborcza (dane po 2002 roku), różne źródła i internetowe (w tym Wikipedia, do 2001 roku).

Photo credit: Dan Markeye /  Creative Commons Attribution-ShareAlike 2.0 Generic (CC BY-SA 2.0)