Akcja – Tato Pomaga Mamie

Tato Pomaga Mamie

Zostaniesz Ojcem. Ta wiadomość zazwyczaj zwala z nóg, nawet gdy na nią czekałeś. Twoje życie się zmienia właśnie w tej chwili. To może być dobra i pozytywna zmiana. Po pierwsze, pokochaj swoje dziecko już teraz. Po drugie, przygotuj się. Spokojnie masz na to 9 miesięcy, ale pamiętaj by wykorzystać każdy dzień. Tato pomaga Mamie – teraz to ty będziesz musiał pomóc.

Przed porodem

Teraz najważniejsza jest Mama. Jej zdrowie i samopoczucie jest najważniejsze w tej chwili. Jeżeli chce byś poszedł z nią do lekarza, to idź z nią, trzymaj za rękę lub po prostu czekaj pod drzwiami. Masz być po prostu dla niej. Zakupy. Ja ich nie lubię w ogóle. Wybieranie ciuszków to męka, ale nie możesz się chwilę poświęcić? Ciuszki są potrzebne, a Mama potrzebuje Ciebie. Dobrze wie, że się nie znasz, ale potrzebuje po prostu Ciebie, bo nie chce być sama.

Jeśli lubisz „męskie” zajęcia, to teraz masz możliwość się wykazać. Trzeba przygotować miejsce dla dziecka, skończyć wszystkie remonty i dokręcić wreszcie cieknący kran. Wiadomo, że to zrobisz i nie trzeba co pół roku przypominać, ale tym razem masz „dedline”, narodziny swojego dziecka. Możesz nawet pójść krok dalej. Rozejrzyj się i sprawdź, co możesz zabezpieczyć w mieszkaniu. Szuflady, szafki, drzwi, gniazdka elektryczne, kable i wszystkie niestabilne przedmioty usunięte lub zabezpieczone, wszystkie… Po porodzie możesz nie mieć na to czasu. I najważniejsze, trzeba też przecież skręcić łóżeczko. Przede wszystkim jednak wciąż pamiętać o Mamie, bo to ona teraz jest najważniejsza. Jej spokój i dobre samopoczucie, a także każde zachcianki kulinarne, nawet te o 3 rano.

Poród

To chyba największy strach kobiety. Ma prawo się bać, więc potrzebuje Ciebie, tam na miejscu. Chce mieć Cię przy sobie, bo tylko z Tobą czuje się bezpiecznie. Jeśli bardzo nie chcesz, to nie musisz być z nią na sali, ale masz tam być blisko. Masz tam być, by trzymać Mamę za rękę gdy nadejdzie kolejny skurcz, masz tam być jak będą jej podawać pierwszy raz Twoje dziecko. Z doświadczenia wiem, że obecność Ojca w pobliżu rodzącej, działa zbawiennie na lekarzy i personel medyczny. Zawsze istnieje też ryzyko, że jednak coś pójdzie nie tak, a Ty zostaniesz Samotnym Ojcem, nigdy byś sobie nie darował, gdyby Cię tam wtedy z nią nie było.

Po porodzie

Taka mała istotka, tak bardzo bezbronna i od Ciebie zależna. Ten widok rusza każdego faceta. Już kochasz, więc w tej chwili niczego więcej Wam nie potrzeba. Poród? To przecież dopiero był początek. Nie będę przed Tobą niczego ukrywał. Jest źle, być może czasami, gdy dziecko będzie chore, będzie się wydawało, że jest jeszcze gorzej. Ale przecież później będzie już tylko lepiej, a dziecko stanie się Twoim oczkiem w głowie. Zmęczony po pracy, nie siadaj przed telewizorem, masz przecież dziecko, musisz się też nim zająć. Wózek i świeże powietrze dobrze na zmęczenie Ci zrobi, pozwoli odsapnąć Mamie, a Tobie złapać kontakt z dzieckiem. Widzisz, to jednak nie takie straszne. Kto powiedział, że wieczorne kąpiele, to nie może być męski obowiązek? Jeśli zostaniesz z dzieckiem sam dłużej niż kilka godzin, docenisz swoją pracę i przestaniesz marudzić, że jesteś pracą zmęczony. Jeśli wciąż uważasz inaczej, to zamień się z Mamą. Doceń to, ile robi także dla Ciebie. Być mężczyzną, to odpowiedzialność. Bądź więc odpowiedzialny przede wszystkim za swoją rodzinę. Trzeba się dzielić obowiązkami, pomagać i szanować na wzajem. Twoje dziecko Cię widzi, będzie naśladować. Będzie chciało być jak TATA. Teraz czeka Cię prawdziwa praca, prawdziwy wysiłek – wspólne wychowanie. Masz szansę dać dziecku to, czego od własnego Ojca nie otrzymałeś. Nie zmarnuj tego.

***

Akcja Tato Pomaga Mamie ma na celu promocję aktywnego podejścia Ojców do wychowywania dzieci oraz podkreślenie ich roli w tym życiowym przedsięwzięciu. Mnie nie trzeba przekonywać do tego,że Tata może opiekować się dzieckiem równie dobrze jak mama. Wiem też, że Tata pomaga i wspiera Mamę po porodzie, bo sam to przeszedłem. Uważam też, że Tata i Mama dzielą się obowiązkami rodzicielskimi, ponieważ małżeństwo (wspólne życie) powinno być oparte w głównej mierze na partnerstwie. Ale ja to wszystko już wiem. Wiem, bo przeszedłem tą drogę, przed którą stoi teraz wiele par, a szczególnie wielu młodych Ojców, którzy nie zawsze wiedzą co mają robić. Jako, że sam staram się aktywnie uczestniczyć w wychowaniu swoich dzieci, dlatego przyłączam się do akcji.

O akcji

Pomysłodawcą akcji jest: Maja Falkiewicz-Gancarz, autorka bloga www.bemam.pl

Strona akcji: http://www.bemam.pl/tatopomagamamie/

Strona na Facebooku: https://www.facebook.com/tato.pomaga.mamie

Akcja będzie trwaćw dniach: od 23 listopada do 23 grudnia 2014.

Oficjalne logo akcji:

Logo Tato Pomaga Mamie

Jak nie karać dzieci

Jak nie karać dzieci

Każdy chyba słyszał o bezstresowym wychowaniu dzieci. Znacie to? Nie jeden dowcip o tym słyszałem i przyznam się szczerze, że zaczynam w to wierzyć. Wszechogarniająca wolność, przypomina raczej anarchię, bo żadne normy już nas nie ograniczają, wolno nam wszystko, więc na coraz więcej pozwalamy też dzieciom, bo nie powiecie mi, że na zachowanie własnych dzieci nie macie wpływu. Nie wiem ile w tym prawdy, że to „bezstresowe wychowanie” jest temu winne, że dzisiaj tak ciężko o posłuch w szkole czy szacunek do starszych na ulicy, bo o mieniu wspólnym nawet nie wspomnę. Czy to czasy takie, a może po prostu brak kar za złe zachowania? A skoro już o tym mowa, to czy klaps (zobacz: Bicie uczy, ale tylko złych rzeczy” – kampania społeczna) lub inne kary psychofizyczne, które dziecko ma zmusić do dobrego zachowania, to dobra metoda wychowawcza?

Karanie nie działa – co do tego nie mam wątpliwości. Czy Was w pracy, ktoś każe biciem jak zrobicie coś źle? Może tylko zabiera premię, ale czy to znaczy, że następnym razem się nie pomylicie? Nie sądzę, raczej fakt  popełnienia błędu ukryjecie. A lubicie jak szef na Was krzyczy? Też nie? Szkoda, bo gdyby spróbował, to byście go do sądu o mobbing podali. To dlaczego myślicie, że na dzieci karanie podziała? To jak nie karać dzieci?

Kochasz, to wymagaj

Gdy rodzi się dziecko, to na Nas rodzicach spoczywa ogromna odpowiedzialność za wychowanie młodego człowieka. Gdy słyszę, że przewijanie, ciągły płacz czy nie przespane noce, to najgorsze co może rodzica spotkać (zobacz co mogłoby Cię spotkać, choć nie do końca się z tym zgadzam: HNB), to powiem tylko, że to był Pikuś (pan Pikuś). Pieluchy się skończą, noce będą coraz dłuższe, problemów sporo ubędzie ale zaczną się nowe. Bardziej tego, że mam przebrać dwie śmieszące pieluchy, nakarmić i wykąpać niemowlaka a potem jeszcze wstać w nocy ze 3 razy i kołysać w rękach (obu na raz, zobacz: Tata – najważniejsza rola w życiu), to bardziej obawiam się tego co nadejdzie teraz, wychowania.

Dziecko to mały człowiek, który musi nauczyć się żyć w społeczeństwie i musi też nauczyć się przestrzegać norm społecznych, rodzinnych i prawa. Dziecko nie może piszczeć, tupać i robić z rodzicami co chce, bo od dziecka, jako takiej samej jak wy osoby można wymagać. Choć dziecko łatwo mi zrozumieć, bo gdy ja każę mu wysiedzieć grzecznie pół godziny w poczekalni do lekarza, sam tyle czasu na zakupach bym nie wytrzymał, to jednak będę je prosił o spokój lub chociaż jakoś zagadywał. Dziecko potrzebuje granic i zasad, które muszą być oparte na obustronnym szacunku, tak samo jak dziecko ma szanować Was, tak i Wy musicie uszanować swoje dziecko. Zasady muszą być przestrzegane konsekwentnie, nie wybiórczo i nie wybranych, ale każdego w rodzinie. Potem trzeba się z dzieckiem dogadać, co nie oznacza pertraktacji, ale zapewne wiele rozmów i tłumaczenia, a przede wszystkim własnej postawy, bo jeśli sami robicie coś, co jest złe i dziecko to widzi, to wtedy te całe zasady można sobie w buty wsadzić, skoro tylko w jedną stronę obowiązują. Tego się właśnie najbardziej boję, bo żeby dobrze wychować dziecko, sam muszę się dobrze zachowywać świecąc mu niby przykładem. Boję się krzyku, tego że nie wytrzymam i krzyknę na chłopców, boję się, że za którymś razem wstanę i będę chciał im dać klapsa. Boję się, że zrobię coś, czego przy nich robić czy mówić nie powinienem, a oni to wyłapią. Boję się, że będę złym rodzicem, a kiedyś za wiele lat, przyjdzie mi do głowy, że jednak powinienem ich karać.

Jak to zawsze w życiu bywa

Tyle teorii, bo z praktyką jest już gorzej. Niby można obejść się bez krzyku i klapsa, ale czasem trzeba po prostu powiedzieć „NIE”, bo i spokojna rozmowa i sensowne wytłumaczenie na nic się zdadzą, taki już urok rodzicielstwa, to wtedy czasem nie ma rady, trzeba ukarać. Nie biciem, nie krzykiem, ale konsekwencjami. To chyba, to czego mi współcześnie w społeczeństwie brakuje. Konsekwencji! Jeśli syn zniszczy zabawkę, choć sto razy mówiłem mu, że tak będzie, to trudno. Nie będzie miał nowej zabawki. Jeśli uderzy brata, to niech wie, że go boli, a mi jest przykro, i dopóki nie przeprosi i nie naprawi krzywdy, nie będzie się po prostu z nami bawił. Nie będę wyganiał, na „karnego jeżyka”, bo to tylko uspokoić na chwilę pomoże, ale przyczyny złego zachowania nie rozwiążę, bo przecież przyczyna być musi. Zapytam, co się stało, dlaczego to zrobił, i jeśli będzie w stanie mi wytłumaczyć co się stało, to ja postaram się to zmienić. Czasem mam wrażenie, że poczucie, że kogoś się zawiodło, że rodzice są smutni, że musieli sprzątać lub jest im przykro, jest wystarczająca karą dla dziecka, a nawet i to może za dużo. Jedno jest pewne, bić, dawać klapsów, zamykać, straszyć policjantem czy baba-jagą nie wolno! Nie o strach przed karą przecież chodzi, tylko o zasady, które należy przestrzegać, tak teraz jak i później w dorosłym życiu. O zasady, które są słuszne, które warto bronić.

***

Dekalog Ojca po mojemu

Photo credit: Clemens v. Vogelsang /  Creative Commons Attribution-ShareAlike 2.0 Generic (CC BY-SA 2.0)

Nie piję – jestem rodzicem

Nie pijesz? Co z tobą?

Alkohol towarzyszy nam od zawsze. Każda impreza z rodziną, czy to narodziny dziecka, czy pogrzeb dziadka, ślub czy pierwsza komunia dzieci – każda okazja jest dobra.A gdy nie ma okazji? Kieliszek rozgrzewa, chłodne piwko przy grillu chłodzi, pomaga na nerki, na krążenie, na trawienie, tylko wątrobie jakoś mniej służy. Jeśli więc jesteś na grillu, imprezie lub tylko zaczyna się weekend, sięgasz po alkohol, a gdy jednak odmówisz, to wszyscy patrzą na Ciebie jak na chorego, bo przecież musisz być chory jak nie pijesz. No dobra. Alkohol jest dla ludzi, można się napić, przecież to naprawdę nic złego, pod warunkiem, że pijesz z umiarem (Umiar ma to do siebie, że nie zawsze chce pić z Tobą) – czasem lampka wina z żoną, dla rozluźnienia, gdy dzieci już zasną, czasem piwko do filmu. Naprawdę, nie jestem wrogiem alkoholu.

Co się jednak dzieje, gdy nagle zostajesz rodzicem? Gdy kobieta zachodzi w ciążę, to niemal naturalne jest to, że nie pije alkoholu. Potem, po urodzeniu, zazwyczaj karmi piersią, więc znów picie alkoholu odpada, przynajmniej przez jakiś czas. A nawet jak nie karmi, to pić nie ma kiedy, bo tyle rzeczy przy dzieciach trzeba zrobić. Jednak ojców taki zakaz nie dotyczy, przecież nie będą karmić piersią, a alkohol jest dla ludzi. Jedno piwko na pewno nikomu nie zaszkodzi. I niech tak zostanie, pod warunkiem, że jest to jedno piwko.

Nie piję – jestem rodzicem

Są jednak sytuacje, których jako rodzic nie zniosę, a sama myśl o nich wywołuje u mnie złość. Zajrzyj sobie proszę o Tutaj, do Onetu i poczytaj, jak bardzo jest niebezpieczne picie w ciąży, i niestety, jest to problem nie tylko „marginesu”. Za to ja, odstawiłem swoje piwko, jak tylko dowiedziałem się, że będę ojcem. Nie było żadnego oblewania, nie było żadnego „pępkowego”, po prostu nie było, bo nie miałem na to czasu.  Decyzja była nie tylko świadoma, ale i odpowiedzialna, bo ciąża moich dzieci była zagrożona, a ja w każdej chwili musiałem być gotowy jechać do szpitala.

Przy dwójce dzieci jest sporo pracy, a ja chciałem pomagać żonie, więc miałem też swoje obowiązki. Do nich należał codzienny spacer. Biorę wózek z dziećmi, torbę, kilka pieluch i w drogę. Czasem spotykałem na spacerze innych ojców, którzy jak ja wyszli z dziećmi i wózkiem na sparcer, a co nie którzy, korzystając z okazji, palą sobie papieroska i wychylają schowane pod kocykiem dziecięcym piwko. Chciałoby się wręcz powiedzieć „Prowadzisz – nie pij”, choć mam wrażenie, że tylko ja uważam to za coś okropnego. Mówiąc dosadniej, to mnie szlag trafia i przysłowiowy nóż się w kieszeni otwiera, bo chcesz się chłopie napić, to idź do baru, ale dziecko w domu zostaw. A jak już łaskawie wyszedłeś na ten cholerny spacer, to odpuść sobie to cholerne, jedno piwko, chyba że… chyba, że już inaczej nie potrafisz.

Jeden rodzic musi być trzeźwy

Brak wyobraźni. W skrócie tak można to określić. Alkohol jest dla ludzi, to prawda, ale my rodzice odpowiadamy nie tylko za siebie, ale też nasze dzieci. Dobrze wiemy, wiele nie trzeba, chwila nie uwagi i nieszczęście gotowe. Dobrze wiemy, że dzieci mają groźne pomysły i robią to, czego nie powinny, nawet jak my na nie uważamy i jesteśmy trzeźwi. Gorzej jak coś piliśmy, bo wtedy zawsze będzie w nas poczucie winy, że to przez nas, bo nie zauważyliśmy. Nie wyobrażam sobie iść na imprezę, grilla, czy ze znajomymi, jeśli są z nami dzieci, by  pić alkohol, chociaż nawet by to miało być jedno piwo. Tak po prostu czuję. Moje uczucia Was przekonać jednak nie muszą, ale pamiętajcie, że rodzice opiekujący się dziećmi nie mogą być w stanie nietrzeźwości, ale nie muszą być absolutnie trzeźwi. Tylko czym innym jest opieka nad niemowlakiem, który bezgranicznie jest pod naszą uwagą i opieką, a co innego gdy na grilla zabieramy dużo starsze dziecko. Widzicie różnicę?

Photo credit: surlygirl /  Creative Commons Attribution-ShareAlike 2.0 Generic (CC BY-SA 2.0)

„Bicie uczy, ale tylko złych rzeczy” – kampania społeczna

Bicie uczy, ale tylko złych rzeczy

Ruszyła Kampania Społeczna Rzecznika Praw Dziecka, pod tytułem „Bicie uczy, ale tylko złych rzeczy”, której celem jest nagłośnienie problemu, nie tylko jakim, jest bicie dzieci, bo przecież wszyscy wiecie, że jest to niezgodne z prawem, ale przede wszystkim zmiana postaw społecznych u dorosłych, którzy taki stan akceptują. Rzecznik Praw Dziecka wraz z TNS OBOP prowadzi badania od 2011 roku, w których pyta dorosłych Polaków na temat bicia dzieci a wyniki zostały zebrane w raporcie, który możecie przeczytać na stronie akcji:

oraz w prezentacji:

Klaps to nic takiego?

Z badań wynika, że Polacy (61% badanych) nie widzą w klapsach nic złego. A jedna trzecia nas rodziców (33% badanych), uważa, że bicie jeszcze nikomu nie zaszkodziło! To nie jest mało. To jest bardzo dużo! To jeszcze nie wszystko, okazuje się, że prawie jedna czwarta (24% badanych) z nas nie wie o tym, że bicie dzieci jest zakazane polskim prawem. Problem jednak leży gdzie indziej. Skoro zdecydowana większość z nas wie, że bić dzieci nie wolno, że jest to nie zgodne z prawem, to dlaczego większość uważa (52% badanych), że „sposób postępowania rodziców z dzieckiem, w tym posługiwanie się karami fizycznymi jest wyłącznie ich prywatną sprawą”? Popieramy łamanie prawa? Nie będziemy reagować, gdy widzimy jak ktoś na ulicy bije dziecko? Ja nie mówię o „płaczu za ścianą”, bo tu ciężko stwierdzić i można narobić kłopotów, ale ja mówię o przypadkach ewidentnych, gdy na naszych oczach ktoś daje klapsa dziecku.

Coś pozytywnego

Widać jednak światełko w tunelu. Czytając te opracowania wysunąć można wnioski, że poziom aprobaty dla bicia dzieci spada zarówno w stosunku do klapsów jak i poważniejszego lania. I to jest bardzo dobra wiadomość. Jest jeszcze sporo do zrobienia, bo prawie jedna trzecia z nas, Polaków, uznaje bicie za skuteczną metodę wychowania. Zapraszam więc do poparcia akcji. Udostępniajcie proszę wpis i „lajkujcie”. Trzeba głośno o tym powiedzieć, że bicie dzieci jest złe!

Co z tą szkołą – co jest z wami?

Co z tą szkołą?

Mamy dziś dzień szczególny, Dzień Edukacji Narodowej – dzień nauczyciela. To chyba dobra okazja, aby porozmawiać trochę o szkole. Co prawda mam kilka lat przed sobą zanim moje dzieciaki wybiorą się do szkoły, ale już dziś mnie ten temat dręczy. Możecie mi powiedzieć, co z tą szkoła?  Bo ja czegoś nie rozumiem.

Wszyscy wiemy – szkoła nic nie daje, po co się uczyć, pracy i tak nie ma, a po szkole są same matoły. Studia wyższe? Boże uchowaj! Kto to widział, przecież magister ledwo ma co do garnka włożyć, może szkolę i ma ale kasy nie zarabia. Szkoły zawodowe? Nie ma czegoś takiego. Zniknęły i pewnie nie wrócą, jak wiele innych rzeczy, z tak zwanej komuny i dobrze! A dziś? Nasze małe skarby, sześcioletnie dzieci, chcą wcielić siłą do szkoły, odebrać to, co dzieci mają najcenniejsze – swoją młodość, dzieciństwo i dobrą zabawę. Jeszcze ten nieszczęsny podręcznik, zwany Elementarzem! Jak ktoś śmiał coś w ogóle takiego zrobić! Kim są, Ci, co próbują nam go wcisnąć! No, ja się pytam!

Od przedszkola do…

No dobra, teraz na serio. Nie jest dobrze. Szkoła pada na twarz. Nie ma nawet co porównywać tego co, było kiedyś a jest teraz. Ale czyja to wina? Nowe reformy są wciąż wprowadzane, nowy podręcznik zwany Elementarzem, sześciolatki co są niby zmuszane do szkoły. Długo by wymieniać, a rodzice protestują na taką sytuację, bo to ich prawo. Ale czy słusznie? Mam to gdzieś. Dla mnie liczy się wykształcenie, więc nie ma nic przeciwko temu, że moje dzieci uczą się już w przedszkolu. Tylko co dalej, bo słuchając i czytając to wszystko co jest na temat szkoły w internecie, to strach się bać, a bać się trzeba bo to o nasze dzieci chodzi. Kur..czę dość! Pomyślcie trochę. Czego Wy tak naprawdę chcecie? To poczytajcie co o tym myślę:

Dzieci powinny iść do szkoły w wieku 7 lat, a nie 6 lat.

Ale dlaczego? Ja chodziłem to tak zwanej „zerówki” jak miałem 6 lat i jak patrzę ja kto wyglądają (albo raczej mają wyglądać) zajęcia w szkole, to mam wrażenie że gdzieś już to widziałem. Wybaczcie, ale czytam na blogu, jak to dzieci się wspaniale rozwijają, tablet rodziców mają w jednym paluszku, nawet za komputer się biorą i bajki na YouTube oglądają same, ale do szkoły, broń boże! Tablet dziecku tak, szkoła nie!

Chcesz skrócić swojemu dziecku dzieciństwo?

Przepraszam, że niby co? Do pracy gonię sześciolatka? Nie wydaje mi się. Fakt, szybciej zacznie szybciej skończy, ale to chyba nawet lepiej skoro jest tak źle. Nie okłamujmy się, co to za dzieciństwo? Pamiętacie swoje? Bo ja pamiętam, że wszędzie mnie było pełno, że biegałem od rana do wieczora, byle na dobranockę wrócić. Że na podwórku było bezpiecznie i byli koledzy, że sam mogłem chodzić. A teraz? Zostawilibyście dziecko bez opieki? Przecież i tka więcej spędza czasu w przedszkolu niż z Tobą. No chyba, że nie pracujesz.

Sześcioletnie dzieci potrzebują zabawy i luzu, a nie sztywnego siedzenia w ławce. Zwłaszcza z kolegą siedmiolatkiem, który jest o rok do przodu nie tylko intelektualnie ale przede wszystkim emocjonalnie.

Siedmiolatek, to brzmi groźnie! Fakt, dzieci nie rozwijają się w takim samym tępię, ale przecież to będzie sytuacja przejściowa. Dano ludziom wybór – możecie, ale nie musicie, to w klasie z siedmiolatkami, są dzieci sześcioletnie. A za rok, będą same sześciolatki.

Rodzice będą decydować o programie nauczania.

Świetnie, tylko którzy? Ci z pod „szóstki” to nie powinni, bo słuchają Radia Maryja, a ci spod „dwadzieścia pięć”, to patologia jakaś! Chcą uczyć o gender! Jak to sobie wyobrażacie? Dwie szkoły podstawowe, dwie pierwsze klasy. Jedna uczy z podręcznika „A”, a druga uczy z podręcznika „B”. Tylko czym te podręczniki mogą się od siebie różnić? Ceną? W jednym Ala ma kota, w drugim Ula ma psa? Sorki, ale o tym co moje dzieci będą się uczyć, decyduję ja, ale we własnym domu! Szkoła ma nauczyć podstawowej wiedzy, a światopogląd, wiara i inne rzeczy, mają wychodzić z domu rodzinnego.

 Obligatoryjne standardy warunków w szkołach

Z tym to akurat się zgadzam, bo to co było dobre, zostało rozwalone w kolejnych latach. A co było dobre? Gimnazja! Tak, gimnazja, ale w teorii, bo w praktyce to wyszło dno, muł i wodorosty. Gimnazja miały być osobnymi szkołami – a nie są. Wciąż gminy łączą je z podstawówkami tworząc „zespoły”. To nie tak miało być.

Przywrócić zawodówki

Ta, jasne już pędzę. Tym „geniuszom” z rządu co to wymyślili śpieszę donieść, że to świetny pomysł. No po prostu super! Bo przecież 30 lat temu, jak były zawodówki, to nie było bezrobocia. Tylko… czekajcie, a czy przypadkiem, wtedy nie było czegoś takiego, że każdy musiał pracować, a zawodówki, to były szkoły przyzakładowe? Ktoś sobie wymyślił, że ludzie pójdą do zawodówki a potem będą magistrom mieszkania malować za grubą kasę, albo samochody naprawiać. Jasne, kilku pewnie tak. A reszta? Trafi na linię produkcyjną w fabryce z kapitałem zagranicznym. No i jestem ciekaw kto zdecyduje jakie zapotrzebowanie będzie na takich pracowników. Ciekawe też co z pensją, bo mam wrażenie, że jakby podnieść ciut stawki, to by się specjaliści po zawodówce czy technikum znaleźli. Swoją drogą jak komuś zależy, to na kurs się wybierze, sam opłaci, a ponieważ poczuje ile to jest pieniędzy, to się przyłoży i lepiej na tym wyjdzie.

Czego te szkoły teraz uczą?

Tego samego co zawsze. Nie pamiętasz? Za twoich czasów matematyka była inna? Może fizyka się zmieniła nieco? Na pewno zasady pisowni, co zapewne widać w tym poście (za co przepraszam). Wiedza się nie zmieniła, tylko w pewnych miejscach poszerzyła. Ale podstawy są zawsze takie same. No tak, zapomniałem. Szkoła nie uczy wypełniać PITA, albo zrobić biznes paln

Wiecie już co z tą szkołą?

Ja wciąż nie wiem. Jestem jednym z ostatnich pokoleń bez gimnazjum, ze „starą” maturą i studiami mgr „jednolitymi”. Nie długo sam pośle dzieci do szkoły i wiem, że edukacja to bardzo ważna rzecz, że jest potrzebna. Nie wyobrażam sobie tego inaczej. Tylko jak to zmienić?

Zacznijcie od siebie! Sami się doszkalać i uczyć powinniśmy. Sami powinniśmy dbać o edukację naszych dzieci – w domu. Pomagać przy lekcjach, sprawdzać, czy dziecko jest na następny dzień gotowe. Przynajmniej tyle. Szkoła nigdy niczego za rodziców nie zrobi.

Szkoła nie wychowuje! Szkoła nie wychowuje, tylko wspomaga. Jak ty nie wychowujesz, to szkoła też wiele nie pomoże. Jak w domu źle się dziecko zachowuje, to w szkole będzie podobnie. Tylko nie płacz, że to wina szkoły.

To co, wiecie już co z tą szkołą?

Photo credit: futuredu /  Creative Commons Attribution-ShareAlike 2.0 Generic (CC BY-SA 2.0)

Jesienna chandra – najlepsze sposoby

Mamy jesień. To już oficjalne. Nic nie możemy zrobić. No chyba, że ktoś właśnie bierze urlop i jedzie w ciepłe kraje, ale dla większości z nas to nie możliwe. Brak słońca, coraz krótszy dzień, zimno, zła pogoda. Łapie nas chandra, odbiera chęć do życia, do pracy do wszystkiego. Najchętniej zostać w cieplutkim łóżku, pod kołderką. Może sobie zrobić wolne i zostać w domu, pooglądać telewizję? Was też łapie jesienna chandra?

Jesienna chandra

To, co nazywamy jesienną chandrą to tak naprawdę SAD (seasonal affective disorder), może złapać każdego, szczególnie panie między 20 – 40 rokiem życia i przede wszystkim spowodowane jest brakiem słońca. To brak słońca jest pierwszym odpowiedzialnym za jesienną chandrę. Słońce wyzwala w nas produkcję endorfin, hormonów szczęścia – to ich brak powoduje u nas złe samopoczucie. Na szczęście możemy sobie pomóc korzystając z innych metod, bo endorfinki są nam bardzo potrzebne. Z zimowa deprechą można i trzeba walczyć. Postaram się więc pomóc wam przejść przez ten trudny okres.

Śmiech – najlepsze lekarstwo

Przebywajmy wśród ludzi, którzy na nas dobrze działają, śmiech, radość zabawa – tego nam trzeba. Rodzina, znajomi, mały wypad na miasto bez dzieci, każdy sposób jest dobry.

Czekoladowa dieta

Czekolada dobra na wszystko. Jedzenie dużej ilości czekolady może szkodzić, ale dla walki z chandrą kilka kostek na pewno nie zaszkodzi, a poziom endrofin napewno wzrośnie. Dobre są też inne słodkości, oczywiście z umiarem proszę. Dodatkowo wzbogaćmy naszą dietę w produkty bogate witaminę B i C, magnez, kwasy omega – 3, czyli wszelkiego rodzaju kasze, ryby, ciemne, pełnoziarniste pieczywo, kiełki zbóż i zielone warzywa, nasiona dyni i słonecznika oraz orzechy.

Łapmy słońce

Słońca mamy mało, praktycznie czasem go nie widzimy. Skorzystajmy więc z każdej nadarzającej się okazji i pójdźmy na spacer. Dzieci mogą zbierać liście i kasztany, dodatkowo się dotlenią i wzmocnią odporność, a nam, rodzicom na pewno też ruch się przyda. Naprawdę może być fajnie. Sam długi spacer już uwalania endorfinki, a jak jeszcze trochę słoneczka złapiemy, to dopiero będzie super.

Drzemka dobra dla niedźwiedzi

Senność, zmęczenie. Może tak mała drzemka? Nic z tych rzeczy! Rusz się. Drzemka sprawi, że będziecie jeszcze bardziej ospali i jesienna chandra nas pokona. Lepiej wziąć gorącą kąpiel, zrelaksować się i napić kawy.  A jak już chcesz poleżeć tak bardzo, to się do kogoś przytul. Nie muszę chyba mówić jak taka aktywność wzmacnia produkcję endorfin. Tak, to o czym teraz myślisz też działa…

Co z naszymi dziećmi?

Nasze dzieci też mogą odczuwać gorsze samopoczucie podczas jesieni. Ich też może złapać jesienna chandra. A przecież jesień jest taka piękna, przynajmniej gdy nie pada i nie jest zimno. Ruszmy się więc z nimi na spacer, a i kostka czekolady im nie zaszkodzi. Miłych, rodzinnych, jesiennych spacerów życzę.

Photo credit: plindberg /  Creative Commons Attribution-ShareAlike 2.0 Generic (CC BY-SA 2.0)

Klony atakują – bliźniaki czyli to czego o nich nie wiesz

O dwóch takich…

Jeśli czytaliście mój post Tata – najważniejsza rola w życiu, to wiecie, że jestem ojcem bliźniąt. Jestem z tego powodu bardzo szczęśliwy i dumny, ale dzisiejszy wpis będzie o tym, czego zapewne nie wiecie o bliźniakach, albo o tym, co wam się wydaje, że wiecie, bo zapewne większość z Was kojarzy bliźniaki jako wyglądające tak samo dzieci, tak samo ubrane i tak samo się zachowujące. Nic bardziej mylnego. Tym wpisem chciałem wam przybliżyć co czuje ojciec bliźniąt, bo tego nigdzie indziej nie znajdziecie.

Jak dwie krople wody

To chyba pierwsze co mi przyszło do głowy. Jak ich odróżnić? Gdyby urodziła się parka – wiadomo, ale ja mam dwóch chłopaków. Dziś wiem, że nie są tacy sami – wprost przeciwnie, są totalnie różni. To chyba jeden z podstawowych mitów na temat bliźniąt – identyczność. A to nie prawda, bo nawet jednojajowe bliźniaki to dwie zupełnie odrębne istoty, które mają własny charakter, upodobania i potrzeby. Moje chłopaki są tak różne, że gdybym zostawił was z nimi na chwilę, to nigdy nie powiedzielibyście, że są rodzeństwem, chociaż obaj to blondyni. Mnie taki fakt cieszy bardzo, bo mam po prostu dwóch synów, którzy urodzili się jednego dnia.

Jakie krążą mity o bliźniakach?

Często czytam, że bliźniaki późno zaczynają mówić, wolniej się rozwijają czy więcej chorują. Ja się pytam w porównaniu do czego? Później zaczynają mówić – nie sądzę, dodatkowo krąży opinia o własnym języku. A ja nie dość, że tego nie zauważyłem, to jeszcze mogę powiedzieć, że moi synowie to niezłe gaduły – aż strach pomyśleć co opowiadają w przedszkolu. Wolniej się rozwijają? Pewnie wzięło się to stąd, że przeważnie rodzą się mniejsze niż inne dzieci, więc dłużej muszą gonić rówieśników na siatce centylowej. Więcej chorują? Raczej bym powiedział, że tak samo jak inne dzieci, tylko jak jeden coś złapie to bratu szybko przekaże – jak u rodzeństwa to bywa. Bliźniaki rywalizują między sobą? Tylko jak rodzice na to pozwolą i zainicjują swoim zachowaniem wyróżniając szczególnie jednego.

Ważne zadanie

Jak więc wychować bliźniaki podkreślając ich indywidualizm? Po prostu traktuj ich jak rodzeństwo, tak jakbyście mieli dzieci rok po roku, albo dłużej. My przygotowaliśmy wszystko X2, co oczywiste, ale też w dwóch kolorach. Nasze dzieci mimo, że mają mały pokój, to każde ma swoje łóżko, kilka maskotek i zabawek tylko dla siebie. Własne kubki – jeden z kotkiem a drugi z pieskiem i parę innych drobiazgów. Od urodzenia każdy miał też własną butelkę i smoczka. Teraz zasada jest prosta – część zabawek jest wspólna i bawią się razem albo ten kto pierwszy się dorwie do zabawki i decyduje czy da bratu czy nie.

Jest jeszcze jedna ważna rzecz, o której chyba nikt nie pamięta – podział rodziców. Przy rodzeństwie zazwyczaj się słyszy, że jedno dziecko jest mamusi a drugie tatusia. Nic dziwnego, jak jednego weźmie się na ręce to drugi też by chciał więc idzie do drugiego rodzica. Jak jest dwójka, to nawet taka sztuka się udaje. Z trójka lub większą ilością pociech już pewnie będzie trudno to zrobić. A każde potrzebuje mamy i taty. Ja chciałbym każdemu, chociaż raz w tygodniu poświęcić czas tylko jemu. Fajnie tak czasem wyjść na miasto z jednym dzieckiem a raz z drugim tylko. Myślę, że każde dziecko potrzebuje chwili tylko z tatą, a czasem chwili tylko z mamą – dodajmy pojedynczo.

„Kochanie zobacz bliźniaki idą”

To zdanie chyba wkurza każdego rodzica bliźniąt, który przeciskając się z wielkim wózkiem po chodniku słyszy to od rodziców innych jedynaków. Zadziwiające, ale od kiedy nie używamy wózka prawie w ogóle tego nie słyszymy. Ja myślę, że to przez ten wózek. Co jeszcze wkurza? Niech pomyśle…

Co wkurza ojca bliźniąt

Fatalne wózki bliźniacze – masakra jakaś. Wybór marny, a ceny… przeważnie są albo za długie, albo za szerokie. Mieszkamy na 8 piętrze w starym budownictwie. Potrzeba 2 osób żeby wyjść z dziećmi na spacer. Sytuacja się teraz nieco poprawiła, ale w 2011 łatwo nie było. Zaleta jedna – szybko pozbyć się wózka. Śmiech mnie bierze jak rodzice do przedszkola dzieci na wózku wiozą.

Żłobki lub przedszkola – dostać miejsce graniczy z cudem. Bo z jednym zawsze łatwiej, przy dwóch też (ale rok po roku), bo albo już trochę odchowane, albo jak już starsze ma miejsce to młodszego łatwiej przyjmą – dodatkowe punkty gdy rodzeństwo już uczęszcza, a przy bliźniakach potrzebujesz 2 miejsca a przeważnie jedno jest wolne. Trojaczki (albo trzecie dziecko) ma już miejsce prawie pewne. Więc tylko bliźniaki mają problem.

Zakupy – nie lubię zakupów, a dla bliźniąt trzeba niemal wszystko razy 2. Nie ma ciuchów ze starszego brata, nie ma wózka po bracie, nie ma nawet rowerka po bracie, a nawet jak jest to potrzeba jeszcze drugi. No i jeszcze jak znaleźć buciki w takim samym rozmiarze ale w różnych fasonach (co to słowo w ogóle znaczy). A ile jest dużych wydatków jak foteliki samochodowe? Chyba, że ktoś oszczędza na bezpieczeństwie dzieci…

Kierowcy parkujący źle parkujący auta – to chyba wkurza każdego rodzica. 1,5 metra szerokości chodnika czy to tak wiele? Wózek bliźniaczy jest szerszy, a nawet jak nie szerszy to dłuższy i 2 razy cięższy. Przejazd przez miasto, dodajmy centrum to nie lada wyczyn. Hołek nie dałby rady. Nie wiecie skąd brać naklejki „karnego jeżyka” na szybę?

Komunikację miejska – znów wózek, tym razem w połączeniu z autobusem – jechałem 2 razy (pierwszy i ostatni). Kierowca przyciął mnie drzwiami gdy wkładałem wózek do autobusu takiego ze schodkami, starszego typu… No comments.

Prezenty – Te same prezenty! Takie same zabawki, takie same ubrania, kolory, wspomniane już fasony:) (dzięki czytelniczce basia g)

Za co kochamy bliźniaki?

Żeby nie było tak źle, to dla odmiany kilka powodów dla których każdemu polecam bliźniaki.

Jeden poród – jeden stres, jedna łapówka dla lekarza (żart…), po prostu jeden pobyt w szpitalu mniej, a jak wiecie nasze służba zdrowia wiele jeszcze ma do nadrobienia.

Jedno pępkowe, jeden chrzest – ja akurat prawie nie pije i jakoś w ogóle od urodzenia dzieci mi się nawet nie chce, ale gdybym musiał to o jednego kaca mniej…

Dwójka dzieciaków – dzieci mają rodzeństwo, a jak powszechnie wiadomo dzieci się lepiej chowają jak mają rodzeństwo. Ty masz już sprawę z głowy, więc odpadają dywagacje czy starać się o drugie dziecko, czy jeszcze za wcześnie – ty masz to już z głowy.

Robisz wszystko dwa razy szybciej – jak się ktoś pyta ja kto jest to już spieszę donieść, że przy bliźniakach w tej samej jednostce czasu musisz wykonać dwie takie same czynności. Po prostu ruszasz się szybciej. To się potem przydaje wszędzie – szczególnie w pracy. Tylko wypłata wciąż jedna, ale nie można mieć wszystkiego…

Macie jeszcze jakieś uwagi? Zapraszam do komentowania zarówno tu jak na Facebooku – Rodzina w praktyce.

Samodzielne dzieci – dlaczego to takie ważne

Dorośli czy jeszcze dzieci?

Do tego wpisu skłoniła mnie rozmowa z jednym z pracowników w firmie, w której pracuje. Otóż ten człowiek właśnie wysyła syna na studia, ma więc chłopak około 19 lat,  teoretycznie jest już dorosły i samodzielny. Piszę o tym dlatego, że jego rodzice jadą z nim na uczelnie i szukają mu mieszkania, a dokładnie pokoju jednoosobowego w stancji, bo akademika nie ma szans dostać (za blisko domu), a jednocześnie nie chce mieszkać z nikim nowym i obcym bo się po prostu boi. To, że rodzice mu pomagają to się chwali, ale z rozmowy wyszło też, że tak naprawdę chłopak nigdy sam nic nie musiał załatwiać, więc rodzice muszą mu pomóc nie tylko pomóc finansowa rzecz jasna,  ale też tak naprawdę wybrać tę stancję za niego. No chwila. Chłopak ma 19 lat, dowód osobisty, wziąć kredyt w banku, może głosować, prowadzić samochód, pić alkohol, może nawet mieć dzieci. No właśnie. Może mieć dzieci i brać za nie odpowiedzialność sam do końca nie będąc za siebie odpowiedzialnym. Nie twierdzę, że ten chłopak jest do niczego, ani że jego rodzice zrobili błąd w wychowaniu, bo ich sytuacji nie znam. To była tylko jedna rozmowa, ale uświadomiła mi jakie zadanie na minie ciąży – jestem przecież ojcem bliźniaków, i chcę mieć samodzielne dzieci.

Czy twoje dziecko sprząta zabawki?

Dlatego, że są dziećmi i tak je też traktujemy. Sprzątamy za nich ich zabawki, karmimy przy stole by szybciej zjadły, ubieramy ich bo się spieszymy i już jesteśmy spóźnieni, robimy to wszystko za nich bo tak jest szybciej i wygodniej, ale dla nas, nie dla nich. Potem mamy (przypadek autentyczny) pięcioletnią dziewczynkę, która chodzi ze smoczkiem i śpi z mamą w jednym łóżku, albo że powstają takie programy w telewizji jak „Surowi rodzice”, gdzie oglądając wydaje nam się, że to jakaś patologia.

Pomyślmy jednak, że to dziecko, to tak naprawdę mały człowiek, który jak każdy z nas musi się uczyć życia i zdobywać doświadczenie. W samodzielności nie chodzi o to, żeby dziecko w wieku 13 lat poszło „na swoje”, ale żeby mogło świadomie podejmować pewne decyzje, mieć swoje obowiązki oraz pewną odpowiedzialność za swoje czyny już właśnie od małego. Nie bez powodu granica 13 lat jest granicą, gdzie dziecko może (nie jest to takie proste)  już odpowiadać za swoje czyny.

Mamo, tato chcę być duży!

O ile nie sądzę, że ktoś z was karmi lub ubiera 13-latka, to 3-latka jak najbardziej. Pytanie więc kiedy zacząć usamodzielniać dziecko i jak to zrobić? Moja odpowiedź brzmi: Jak najwcześniej. To się naprawdę opłaca – dzięki temu mu rodzice mamy łatwiej już teraz, a dzieci będą miały łatwiej w przyszłości. Mówię wam to z praktyki. To kiedy zacząć? Po urodzeniu. Jak to zapytacie? Ano tak!

  • Zacznijcie od planu dnia. Stałe pory karmienia (w granicach rozsądku), stałe pory spacerów, stałe pory spania – to na początek.
  • Własne łóżko w po 3 miesiącu życia – dlaczego nie? Łóżeczko we własnym pokoju? – Super!
  • Pozbądź się smoczka – to tylko uspokajacz, w dodatku uspokaja rodzica a nie dziecko (moje chłopaki od 9 m-c już zaczynały życie bez smoczków)
  • Pieluch można próbować się pozbyć jak dziecko ma około 2 latek – nocnik jest fajny. Zachęcać malucha do pozbycia się ich nie jest łatwo, ale w tym wieku dziecko już kuma.
  • Dwulatek może sprzątać zabawki z Tobą – to świetna zabawa na początku, a później dobry nawyk. Trzylatek sprząta już sam – Ty możesz mu tylko pomóc.
  • Dwulatek sam już je. Fakt, schodzi mu to trochę, ale jak siedzicie razem przy stole rodziną i macie czas na obiad (no nie mówcie, że nie macie czasu na wspólny obiad), to nie jest to problem.
  • Trzylatek sam się już może ubrać (moje chłopaki mają teraz, gdy to pisze 3,5 roku). Nie wszystko, z koszulkami mogą mieć problem, bo to na lewą stronę ubierze, a to ściągnąć ciężko.
  • Trzylatek może sam już zdecydować co chce jeść np. na śniadanie albo kolacje (oczywiście z menu jakie sami wybierzemy).
  • Jak trzylatek nie zje całej kolacji, to będzie głodny – takie są konsekwencje, tego też musi się nauczyć, a jak raz nie zje to nic mu się nie stanie.
  • Dziecko ma przede wszystkim wykonać jak najwięcej samo, niekoniecznie dobrze – to przyjdzie z czasem. Za to my mamy stać blisko gdy poprosi o pomoc.

To tylko przykłady. Tak naprawdę sami musicie zdecydować, czy i kiedy zaczniecie usamodzielniać dziecko. Nam było łatwiej, bo w małego były w żłobku, a teraz są w przedszkolu. Zresztą takie przedszkole własnie dlatego jest dla dziecka dobre bo oprócz nauki samodzielności jest jeszcze nauka współżycia w grupie. Moje chłopaki w wieku 3 lat miały najlepszego kolegę, który niestety teraz jest w innym przedszkolu, ale którego jak widzą to istne szaleństwo.

Samodzielne dzieci

Uczenie dzieci samodzielności nie oznacza, że nie będzie potrzebowało naszej miłości i opieki. Naszym zadaniem jest je przygotować do życia, które nigdy nie było łatwe i łatwe nie będzie. Chcecie mieć „życiowego kalekę” – proszę bardzo. Tu wrócę do tego 19 latka z początku artykułu. Sorry, ale ja studia załatwiałem sobie sam. Akademik, mieszkanie, potem zmiana uczelni z Rzeszowa do Wrocławia – wszystko sam. Nie tylko dlatego, że byłem samodzielny, tylko dlatego że byłem zmuszony. Wiem, że czeka mnie sporo pracy jeszcze z moimi chłopakami – to dopiero początek drogi. Później mam zamiar nadrabiać to, czego szkoła nie uczy – dla przykładu wypełniać PITa, bo chociaż matematyki w szkole dużo, to akurat tego nie uczą. Albo chociaż oszczędzać pieniądze, korzystać z pieniędzy w ogóle, załatwić coś w urzędzie. A jeśli pójdą kiedyś moje dzieci na studia, to mam nadzieję, że akademik załatwią sobie same.

 Photo credit: juhansonin /  Creative Commons Attribution-ShareAlike 2.0 Generic (CC BY-SA 2.0)

Odblaski dla pieszych i dzieci

Odblaski dla pieszych

Od dziś, 1 września każdy pieszy po zmierzchu ma obowiązek posiadania elementów odblaskowych poza terenem zabudowanym. Do tej pory obowiązek ten miały jedynie dzieci do 15 roku życia. Czy każdy z was o tym pamiętał? Tak naprawdę obowiązek ten spoczywał na rodzicach, którzy powinni dzieciom takie elementy kupić i nie ma tu kompromisu, bo chodzi o bezpieczeństwo naszych dzieci.

Bezpieczeństwo

Czy odblaski dla pieszych to zły przepis – nie wiem. Jest wiele głosów, że to kolejne ograniczenie wolności, próba załatania budżetu itd. Ja w każdym razie się cieszę, bo często wracając wieczorem z pracy po polskich drogach nie raz widziałem, a właściwie nie widziałem pieszego nie tylko idącego niewłaściwą stroną drogi (przypomnę dla niezorientowanych, że należy iść po lewej stronie drogi, w kierunku przeciwnym do ruchu samochodów na danym pasie), to jeszcze ubranych na ciemno, lub idących obok siebie. Wielokrotnie widziałem też dzieci z z rodzicami, które prowadzone były od strony samochodów(!)

Rachunek sumienia

Nie powinniśmy się więc denerwować, tylko zacząć myśleć, bo przykładów złego podejścia do bezpieczeństwa mamy wiele. Denerwujemy się jak dziecku coś się stanie i zostanie potrącone przez samochód, pierwsi rzucilibyśmy kamień w kierowce, chętnie za kratki wsadzilibyśmy rodziców, a sami jesteśmy OK? Pytam więc czy, czy zawsze zapinasz dziecko w foteliku (nie – przecież jadę tylko kawałek), czy masz sprawny samochód (kupiłeś od starego Niemca co jeździł do kościoła – sprawny), czy ustawione masz w samochodzie światła prawidłowo (no pewnie – ja przecież wszystko widzę), czy przechodzisz w oznakowanych miejscach (nie – przecież pasy zawsze są tam gdzie nie potrzeba a ja dobrze widzę), czy nosisz odblaski (nie! bo rząd Tuska robi skok na moją kasę i wprowadza przepis utrudniający mi życie).

Piszę o tym, ponieważ jako rodzice mamy obowiązek dbania o bezpieczeństwo naszych dzieci, a te uczą się od nas. Świećmy więc dobrym przykładem. Stosujmy odblaski dla pieszych i dzieci, nie tylko poza teren zabudowanym – w mieście też.