Daj coś więcej niż prezent

Przed nami Mikołaj, a już za nie długo Święta. Gorączka zakupów ogarnęła chyba każdego. Wciągamy to w też i dzieci, bo przecież doskonale już wiedzą, że Mikołaj daje prezenty 6 grudnia, ale często też pod choinkę. Jakby tego było mało, to przecież mieliśmy, chyba pierwszy raz na taką skalę w Polsce, namiastkę amerykańskiego Black Friday, czyli nasz Dzień Darmowej Dostawy, a to wszystko po to, by kupić prezenty. Chyba nikt nie jest sobie w stanie wyobrazić Świąt bez prezentów pod choinką, bez tego szumnego rwania papieru, by dostać się do środka, a z drugiej strony ta nie pewność, czy prezent który kupiliśmy, po prostu się spodoba. W te Święta, daj coś więcej niż prezent.

Najlepszy prezent na świecie

Jeszcze nie tak dawno, najlepszym prezentem, na który czekałem z utęsknieniem, to były wspólne Święta z rodziną. Byłem wtedy daleko. Nigdy nie zapomnę tych chwil, gdy cały czas myślałem tylko o Świętach i tym, żeby przytulić do siebie żonę i dzieci. W końcu udało się, spędziliśmy Święta razem, a prezenty, które wtedy sobie wręczyliśmy były najlepszymi na świecie, bo dane z prawdziwej miłości i tęsknoty za sobą. O tym, że w Święta nie ważne są prezenty, tylko czas spędzony razem, często zapominamy. Fakt, prezent, zwłaszcza ten wyczekiwany, sprawić może wiele radości, tak dzieciom jak i dorosłym, ale prezent będzie miał sens tylko wtedy, gdy będzie w nim też miłość. Tylko, że miłości nie można kupić, tym bardziej drogimi prezentami, można jedynie zagłuszyć swoje sumienie. Czy dziecko, bardziej potrzebuje nowej zabawki, niż obecności swoich rodziców, lub długo wytęsknionego Taty, który wreszcie nie musi iść do pracy? Czy to w Święta, nie mamy więcej czasu dla siebie, także by pobawić się z dziećmi czy porozmawiać ze sobą? Czy to w Święta, nie siadamy przy Wigilijnym stole i razem łamiemy się opłatkiem? To czas robienia wszystkiego razem, całą rodziną. To, daję Wam na to moje słowo, będzie cenniejsze od wszystkich prezentów razem wziętych, które moglibyście dać sobie w te Święta.

Daj coś więcej niż prezent

Wspólnie spędzony czas, jest najcenniejszym prezentem dla każdego z nas. Zdaję sobie sprawę, że prezenty też trzeba kupić. Właściwie to został mi już tylko jeden, ten najważniejszy, no i sprawiający najwięcej problemów, czyli co kupić żonie? Zadanie iście arcytrudne, i choć czasu było sporo, zapewne w ostatniej chwili dopiero coś kupie. Taki już jestem, przepraszam Kochanie…

Chciałbym też zwrócić Waszą uwagę, na coś jeszcze. Pomoc innym. Dając prezent najbliższym, sprawiacie im niesamowitą radość. Są jednak ludzie, którzy w tym roku mogą nie mieć prezentów. Często są to ludzie samotni, schorowani, którymi nikt się nie interesuje. Często są to dzieci z domów dziecka, które na prawdziwe prezenty nie mogą zbytnio liczyć. Wiem, że nie każdy ma ochotę zaprosić kogoś obcego na Wigilię, choć niby tak nakazuje tradycja, ale pomóc zawsze można i trzeba. Tu wypiszę tylko kilka, tych które wpadły mi do głowy, ale czekam na Wasze, chętnie je dopiszę. Was proszę, pomóżcie, choć informację przekażcie dalej. Dajcie trochę od siebie, a będzie to na pewno więcej niż tylko prezent.

Jak dać coś więcej niż prezent

  • Akcja #dladzieciakow – mój wpis o tym i szczegóły akcji: Akcja #dladzieciakow – pomóż dzieciom
  • Szlachetna Paczka – projekt pomocy bezpośredniej, w której pomaga się biednym rodzinom poprzez zakup lub przygotowanie paczki.
  • W wielu miastach prowadzone są zbiórki żywności, czyli wystawione kosze, do których można włożyć po prostu jedzenie.
  • Stare rzeczy, których nikt nie potrzebuje, ale są jeszcze sprawne, można oddać komuś kto ich potrzebuje bardziej od Ciebie zamiast wyrzucić.
  • Wiele starszych osób w Twojej okolicy nie ma nikogo. Wystarczy, że pomożesz im posprzątać lub zrobić zakupy świąteczne.

(aktualizacja 08-12-2014)

  • Ciekawa i dobra inicjatywa, a jednocześnie dobry prezent dla dziecka Zwierzaki Pocieszaki – spieszcie się, bo to edycja limitowana.
Photo credit: asenat29 /  Creative Commons Attribution-ShareAlike 2.0 Generic (CC BY-SA 2.0)

Akcja #dladzieciakow – pomóż dzieciom

Jeszcze dosłownie przed chwilą pisałem na temat tego Jak kupować bezpieczne zabawki, a teraz chciałbym zwrócić waszą uwagę na to, że w tym roku nie każde dziecko będzie mogło liczyć na prezenty. Chciałbym to zmienić, dlatego postanowiłem przyłączyć się do akcji  #dlaDzieciakow. Celem akcji jest zebranie pieniędzy dla 200 dzieci z 11 domów dziecka w Polsce. To szczytny cel, więc zachęcam każdego do przyłączenia się do tej akcji.

Domy dziecka, które biorą udział w akcji #dlaDzieciakow:

  • Wielofunkcyjna Placówka Opiekuńczo-Wychowawcza „Jedynka” w Białymstoku
  • Rodzinny Dom Dziecka w Gdyni
  • Dom Rodzinny w Liniewku Kaszubskim
  • Dom Rodzinny w Luzinie
  • Dom Dziecka im. Kornela Makuszyńskiego w Oświęcimiu
  • Dom Dziecka nr 3 w Poznaniu
  • Dom Dziecka im. Św. Józefa w Sanoku
  • Wielofunkcyjna Placówka Pomocy Rodzinie w Szczecinku
  • Stowarzyszenie „Bliżej Domu” w Tczewie
  • Dom Rodzinny w Wejherowie
  • Placówka Opiekuńczo – Wychowawcza Typu Socjalizacyjnego w Wołowie

Proszę, w miarę możliwości wesprzyjcie akcję, która trwa jeszcze do 12 grudnia 21014, nie tylko finansowo, ale też po przez udostępnienie informacji o niej wśród swoich znajomych – im więcej osób się o tym dowie, tym większą uzyskamy pomoc. Pamiętajcie, że celem jest zebranie pieniędzy, jednak każda pomoc się liczy. Liczę na dwie rzeczy. Wasze zaangażowanie w pomoc, oraz to, że akcja #dlaDzieciaków, będzie kontynuowana w przyszłym roku i dalej. Ze swojej strony dodam, że pomóc może każdy. My w raz żoną oddajemy rzeczy, z których wyrosły nasze dzieci, do Domu Małego Dziecka w Wałbrzychu i wiem, że ta pomoc bardzo się liczy.

Czemu to robimy? Bo chcemy i możemy!

Wszelkie informacje uzyskacie na stronie akcji: http://dladzieciakow.paylane.pl/ oraz w mediach społecznościowych pod hastagiem #dlaDzieciaków.

Pomysłodawcą całej akcji jest Karol Zieliński

„Bicie uczy, ale tylko złych rzeczy” – kampania społeczna

Bicie uczy, ale tylko złych rzeczy

Ruszyła Kampania Społeczna Rzecznika Praw Dziecka, pod tytułem „Bicie uczy, ale tylko złych rzeczy”, której celem jest nagłośnienie problemu, nie tylko jakim, jest bicie dzieci, bo przecież wszyscy wiecie, że jest to niezgodne z prawem, ale przede wszystkim zmiana postaw społecznych u dorosłych, którzy taki stan akceptują. Rzecznik Praw Dziecka wraz z TNS OBOP prowadzi badania od 2011 roku, w których pyta dorosłych Polaków na temat bicia dzieci a wyniki zostały zebrane w raporcie, który możecie przeczytać na stronie akcji:

oraz w prezentacji:

Klaps to nic takiego?

Z badań wynika, że Polacy (61% badanych) nie widzą w klapsach nic złego. A jedna trzecia nas rodziców (33% badanych), uważa, że bicie jeszcze nikomu nie zaszkodziło! To nie jest mało. To jest bardzo dużo! To jeszcze nie wszystko, okazuje się, że prawie jedna czwarta (24% badanych) z nas nie wie o tym, że bicie dzieci jest zakazane polskim prawem. Problem jednak leży gdzie indziej. Skoro zdecydowana większość z nas wie, że bić dzieci nie wolno, że jest to nie zgodne z prawem, to dlaczego większość uważa (52% badanych), że „sposób postępowania rodziców z dzieckiem, w tym posługiwanie się karami fizycznymi jest wyłącznie ich prywatną sprawą”? Popieramy łamanie prawa? Nie będziemy reagować, gdy widzimy jak ktoś na ulicy bije dziecko? Ja nie mówię o „płaczu za ścianą”, bo tu ciężko stwierdzić i można narobić kłopotów, ale ja mówię o przypadkach ewidentnych, gdy na naszych oczach ktoś daje klapsa dziecku.

Coś pozytywnego

Widać jednak światełko w tunelu. Czytając te opracowania wysunąć można wnioski, że poziom aprobaty dla bicia dzieci spada zarówno w stosunku do klapsów jak i poważniejszego lania. I to jest bardzo dobra wiadomość. Jest jeszcze sporo do zrobienia, bo prawie jedna trzecia z nas, Polaków, uznaje bicie za skuteczną metodę wychowania. Zapraszam więc do poparcia akcji. Udostępniajcie proszę wpis i „lajkujcie”. Trzeba głośno o tym powiedzieć, że bicie dzieci jest złe!

Dziecko, broń się! – przemoc w żłobku

Wiele się mówi o przemocy w szkole lub przedszkolu. Przemoc w żłobku, na placu zabaw? Nie jest lepiej. Nie potrafimy sobie poradzić z tym zjawiskiem, a całą winę przerzucamy na innych. Łatwo nam jest powiedzieć, to szkoła jest winna, bo nie zapewnia odpowiedniej opieki, klasy są przeludnione, a oddzielenie dzieci z podstawówki od dzieci z gimnazjum to fikcja – powstają same „Zespoły szkół”. Ale przemoc nie bierze się od tak sobie w szkole. Ona zaczyna się w naszych domach, sami na to pozwalamy, mało tego część z was to zjawisko popiera nazywając to rozpychaniem się łokciami, walką o swoje lub krótko cwaniactwem. Mam dla was trzy historie z życia wzięte, które to doskonale opisują.

Wolverine ze żłobka

Pierwsza część moje opowieści ma swoje miejsce w żłobku. Żłobek wydaje się miejscem bezpiecznym, w którym naszym małym pociechom nie powinno się nic stać. A tymczasem… Odbieramy dzieci ze żłobka i już od drzwi widzimy zadrapania na twarzy, w okolicach oka. Od razu pytanie co się stało i jak to możliwe. Ciocie przyciśnięte mówią w końcu, że jest jedno dziecko w żłobku, które bije inne dzieci, uderza głową o podłogę jak się zdenerwuje i nie za bardzo bawi się z innymi dziećmi. Nawet je rozumiem, bo upilnować taką gromadkę szybko poruszających się i nieprzewidywalnych obiektów nie jest łatwo. Dobrze, ale skąd zadrapania? Bo ma długie i nieobcięte paznokcie. Panie mówiły już o tym mamie, ale ta na nich nakrzyczała, że przecież dba o dziecko i to jej sprawa czy i kiedy obcina paznokcie. Generalnie z rozmowy wyszło, że nic się nie da zrobić, mama chłopca problemu nie widzi, a ja się boję czy następnym razem dziecko oka nie straci. Higiena i obcinanie paznokci to jedno, bo mi byłoby wstyd, jakby ktoś zwrócił uwagę, że dziecko ma nieobcięte paznokcie, ale zachowanie dziecka normalne już nie jest i wygląda, że rodzice nie mają zamiaru nic z tym zrobić. Przypominam, mówimy o dziecku 2-3 letnim. Co więc zrobić?

Nic się nie stało, naprawdę nic się nie stało

Przenosimy się do wrocławskiego centrum handlowego, tego na Placu Dominikańskim. Tam na najniższym piętrze w tym roku były atrakcje dla dzieci w postaci placyku zabaw. Regulamin placu mówi, że dzieci tam przebywające powinny być pod opieką dorosłych. Co się więc dzieje? Na placyku sporo dzieci. Atrakcji jest kilka: piaskownica, basen z kulkami, placyk z dużymi miękkimi elementami i materacami, bardzo duże klocki, piłkarzyki, stoliki do malowania itd. Dzieci w różnym wieku, tak na oko 3-6 lat. Wszyscy fajnie się bawią, rodzice pilnują, ale jeden chłopiec w wieku tak około 5 lat przeszkadza innym. Wywraca klocki małej dziewczynce, która budowała wierzę z babcią, zabiera zabawki, popycha młodsze dzieci, ogólnie mocno rozrabia. Rodzice protestują, przecież to, co robi to dziecko może być niebezpieczne dla mniejszych dzieci, a pyzatym, po prostu przeszkadza.  A gdzie rodzic? Nie ma! Mało tego, pierwszy raz widziałem interwencję ochroniarzy, którzy próbowali malca wyciągnąć z placu zabaw. W końcu pani ochroniarz złapała chłopca i zaczyna wypytywać o mamę i tatę. Powiedzcie, co byście zrobili gdybyście widzieli wasze dziecko w rękach ochrony? Nagle okazało się, że Tata chłopca siedzi sobie wraz z jego starszymi braćmi na ławeczce, obok placyku i przygląda się całemu zamieszaniu. Pani odprowadza malca do ojca, który nawet nie drgnął z ławki, prosi o zajęcie się dzieckiem i dopilnowanie, by ten nie rozrabiał. Słyszy tylko „Przecież nic się nie stało”. Naprawdę nic się nie stało?

Skradziona huśtawka

Lato, osiedlowy plac zabaw. Jak zwykle najlepsze atrakcje są już zajęte? Do jednej z tych atrakcji zalicza się huśtawka. Na jednej z nich jest mały chłopiec z dziadkami. Syn pobiegł i usłyszał, że zaraz będzie wolna. Świetnie. Czekamy krótką chwilę, dziadek wyciąga dziecko górą, bez rozpinania łańcuszków. Nareszcie, pomyślałem, bo syn cały dzień wołał o huśtawkę. Rozpinam łańcuszki i czuje, że ktoś mnie odpycha i pakuje się na huśtawkę. Mało tego, gdy próbuję zatrzymać wyrywa się i po sekundzie siedzi na huśtawce, którą ja cały czas trzymam w rękach. Rozglądam się nerwowo i widzę mamę brzdąca, stoi jakieś 10 metrów ode mnie z koleżanką, w szpileczkach, z założonymi rękami i patrzy na całą sytuację. Jej 2,5 letnia córka ukradła mojemu synowi huśtawkę, a ten widząc to rozpłakał się bardzo. Zostawiłem huśtawkę i wziąłem swoje dziecko na ręce. Jak tylko oddaliłem się od huśtawki mamusia dziewczynki podeszła i zaczęła ją huśtać jak by się nic nie stało? Czyż ta mała nie jest przebojowa?

Nie chcę, by moje dziecko było ofiarą

Nasze dzieci wychowujemy tak, żeby nie robiły krzywdy innym, nie wyrywały zabawek sobie nawzajem, tylko czekały na swoją kolej, że nie wolno przeszkadzać innym w zabawie. Przemoc w żłobku? Nigdy bym nie pomyślał, naprawdę nigdy i to inspirowana przez rodziców. Jednak inni rodzice tego nie uczą, a nawet wprost przeciwnie – pozwalają na złe zachowania, śmiem nawet twierdzić, że zachęcają do nich. Dlatego nie chcę, by moje dziecko było ofiarą przemocy teraz ani w przyszłości, ponieważ jest grzeczne i nie uderzy innego dziecka, ani nie odda, gdy samo jest atakowane. Nie chcę, by moje dzieci uciekały z placu zabaw, bo jakieś dziecko przeszkadza, zaczepia i rozwala wierzę z klocków. Nie chcę też słuchać płaczu mojego dziecka, ani tym bardziej szarpać się z 2,5 letnią dziewczynką o huśtawkę. Zastanawiam się, czy byłbym zadowolony, gdyby moi synowie zlali dzieciaka, który porysował paznokciami twarz jednemu, czy nie powinni spuścić manto chłopakowi, który przeszkadza im i innym dzieciom bawić się na placu zabaw, oraz czy syn nie powinien wyszarpać dziewczynce huśtawkę, ponieważ była jego? Nie wiem. Wiem za to, że będę wzmacniał dobre zachowania moich synów, dawał im dobry przykład, będę wzmacniał w nich poczucie wartości i spróbuje nauczyć, by sami sobie najpierw próbowali poradzić, bez przemocy. A potem pośle ich na lekcje karate…

Photo credit: thechosenrebel /  Creative Commons Attribution-ShareAlike 2.0 Generic (CC BY-SA 2.0)

Klony atakują – bliźniaki czyli to czego o nich nie wiesz

O dwóch takich…

Jeśli czytaliście mój post Tata – najważniejsza rola w życiu, to wiecie, że jestem ojcem bliźniąt. Jestem z tego powodu bardzo szczęśliwy i dumny, ale dzisiejszy wpis będzie o tym, czego zapewne nie wiecie o bliźniakach, albo o tym, co wam się wydaje, że wiecie, bo zapewne większość z Was kojarzy bliźniaki jako wyglądające tak samo dzieci, tak samo ubrane i tak samo się zachowujące. Nic bardziej mylnego. Tym wpisem chciałem wam przybliżyć co czuje ojciec bliźniąt, bo tego nigdzie indziej nie znajdziecie.

Jak dwie krople wody

To chyba pierwsze co mi przyszło do głowy. Jak ich odróżnić? Gdyby urodziła się parka – wiadomo, ale ja mam dwóch chłopaków. Dziś wiem, że nie są tacy sami – wprost przeciwnie, są totalnie różni. To chyba jeden z podstawowych mitów na temat bliźniąt – identyczność. A to nie prawda, bo nawet jednojajowe bliźniaki to dwie zupełnie odrębne istoty, które mają własny charakter, upodobania i potrzeby. Moje chłopaki są tak różne, że gdybym zostawił was z nimi na chwilę, to nigdy nie powiedzielibyście, że są rodzeństwem, chociaż obaj to blondyni. Mnie taki fakt cieszy bardzo, bo mam po prostu dwóch synów, którzy urodzili się jednego dnia.

Jakie krążą mity o bliźniakach?

Często czytam, że bliźniaki późno zaczynają mówić, wolniej się rozwijają czy więcej chorują. Ja się pytam w porównaniu do czego? Później zaczynają mówić – nie sądzę, dodatkowo krąży opinia o własnym języku. A ja nie dość, że tego nie zauważyłem, to jeszcze mogę powiedzieć, że moi synowie to niezłe gaduły – aż strach pomyśleć co opowiadają w przedszkolu. Wolniej się rozwijają? Pewnie wzięło się to stąd, że przeważnie rodzą się mniejsze niż inne dzieci, więc dłużej muszą gonić rówieśników na siatce centylowej. Więcej chorują? Raczej bym powiedział, że tak samo jak inne dzieci, tylko jak jeden coś złapie to bratu szybko przekaże – jak u rodzeństwa to bywa. Bliźniaki rywalizują między sobą? Tylko jak rodzice na to pozwolą i zainicjują swoim zachowaniem wyróżniając szczególnie jednego.

Ważne zadanie

Jak więc wychować bliźniaki podkreślając ich indywidualizm? Po prostu traktuj ich jak rodzeństwo, tak jakbyście mieli dzieci rok po roku, albo dłużej. My przygotowaliśmy wszystko X2, co oczywiste, ale też w dwóch kolorach. Nasze dzieci mimo, że mają mały pokój, to każde ma swoje łóżko, kilka maskotek i zabawek tylko dla siebie. Własne kubki – jeden z kotkiem a drugi z pieskiem i parę innych drobiazgów. Od urodzenia każdy miał też własną butelkę i smoczka. Teraz zasada jest prosta – część zabawek jest wspólna i bawią się razem albo ten kto pierwszy się dorwie do zabawki i decyduje czy da bratu czy nie.

Jest jeszcze jedna ważna rzecz, o której chyba nikt nie pamięta – podział rodziców. Przy rodzeństwie zazwyczaj się słyszy, że jedno dziecko jest mamusi a drugie tatusia. Nic dziwnego, jak jednego weźmie się na ręce to drugi też by chciał więc idzie do drugiego rodzica. Jak jest dwójka, to nawet taka sztuka się udaje. Z trójka lub większą ilością pociech już pewnie będzie trudno to zrobić. A każde potrzebuje mamy i taty. Ja chciałbym każdemu, chociaż raz w tygodniu poświęcić czas tylko jemu. Fajnie tak czasem wyjść na miasto z jednym dzieckiem a raz z drugim tylko. Myślę, że każde dziecko potrzebuje chwili tylko z tatą, a czasem chwili tylko z mamą – dodajmy pojedynczo.

„Kochanie zobacz bliźniaki idą”

To zdanie chyba wkurza każdego rodzica bliźniąt, który przeciskając się z wielkim wózkiem po chodniku słyszy to od rodziców innych jedynaków. Zadziwiające, ale od kiedy nie używamy wózka prawie w ogóle tego nie słyszymy. Ja myślę, że to przez ten wózek. Co jeszcze wkurza? Niech pomyśle…

Co wkurza ojca bliźniąt

Fatalne wózki bliźniacze – masakra jakaś. Wybór marny, a ceny… przeważnie są albo za długie, albo za szerokie. Mieszkamy na 8 piętrze w starym budownictwie. Potrzeba 2 osób żeby wyjść z dziećmi na spacer. Sytuacja się teraz nieco poprawiła, ale w 2011 łatwo nie było. Zaleta jedna – szybko pozbyć się wózka. Śmiech mnie bierze jak rodzice do przedszkola dzieci na wózku wiozą.

Żłobki lub przedszkola – dostać miejsce graniczy z cudem. Bo z jednym zawsze łatwiej, przy dwóch też (ale rok po roku), bo albo już trochę odchowane, albo jak już starsze ma miejsce to młodszego łatwiej przyjmą – dodatkowe punkty gdy rodzeństwo już uczęszcza, a przy bliźniakach potrzebujesz 2 miejsca a przeważnie jedno jest wolne. Trojaczki (albo trzecie dziecko) ma już miejsce prawie pewne. Więc tylko bliźniaki mają problem.

Zakupy – nie lubię zakupów, a dla bliźniąt trzeba niemal wszystko razy 2. Nie ma ciuchów ze starszego brata, nie ma wózka po bracie, nie ma nawet rowerka po bracie, a nawet jak jest to potrzeba jeszcze drugi. No i jeszcze jak znaleźć buciki w takim samym rozmiarze ale w różnych fasonach (co to słowo w ogóle znaczy). A ile jest dużych wydatków jak foteliki samochodowe? Chyba, że ktoś oszczędza na bezpieczeństwie dzieci…

Kierowcy parkujący źle parkujący auta – to chyba wkurza każdego rodzica. 1,5 metra szerokości chodnika czy to tak wiele? Wózek bliźniaczy jest szerszy, a nawet jak nie szerszy to dłuższy i 2 razy cięższy. Przejazd przez miasto, dodajmy centrum to nie lada wyczyn. Hołek nie dałby rady. Nie wiecie skąd brać naklejki „karnego jeżyka” na szybę?

Komunikację miejska – znów wózek, tym razem w połączeniu z autobusem – jechałem 2 razy (pierwszy i ostatni). Kierowca przyciął mnie drzwiami gdy wkładałem wózek do autobusu takiego ze schodkami, starszego typu… No comments.

Prezenty – Te same prezenty! Takie same zabawki, takie same ubrania, kolory, wspomniane już fasony:) (dzięki czytelniczce basia g)

Za co kochamy bliźniaki?

Żeby nie było tak źle, to dla odmiany kilka powodów dla których każdemu polecam bliźniaki.

Jeden poród – jeden stres, jedna łapówka dla lekarza (żart…), po prostu jeden pobyt w szpitalu mniej, a jak wiecie nasze służba zdrowia wiele jeszcze ma do nadrobienia.

Jedno pępkowe, jeden chrzest – ja akurat prawie nie pije i jakoś w ogóle od urodzenia dzieci mi się nawet nie chce, ale gdybym musiał to o jednego kaca mniej…

Dwójka dzieciaków – dzieci mają rodzeństwo, a jak powszechnie wiadomo dzieci się lepiej chowają jak mają rodzeństwo. Ty masz już sprawę z głowy, więc odpadają dywagacje czy starać się o drugie dziecko, czy jeszcze za wcześnie – ty masz to już z głowy.

Robisz wszystko dwa razy szybciej – jak się ktoś pyta ja kto jest to już spieszę donieść, że przy bliźniakach w tej samej jednostce czasu musisz wykonać dwie takie same czynności. Po prostu ruszasz się szybciej. To się potem przydaje wszędzie – szczególnie w pracy. Tylko wypłata wciąż jedna, ale nie można mieć wszystkiego…

Macie jeszcze jakieś uwagi? Zapraszam do komentowania zarówno tu jak na Facebooku – Rodzina w praktyce.

Samodzielne dzieci – dlaczego to takie ważne

Dorośli czy jeszcze dzieci?

Do tego wpisu skłoniła mnie rozmowa z jednym z pracowników w firmie, w której pracuje. Otóż ten człowiek właśnie wysyła syna na studia, ma więc chłopak około 19 lat,  teoretycznie jest już dorosły i samodzielny. Piszę o tym dlatego, że jego rodzice jadą z nim na uczelnie i szukają mu mieszkania, a dokładnie pokoju jednoosobowego w stancji, bo akademika nie ma szans dostać (za blisko domu), a jednocześnie nie chce mieszkać z nikim nowym i obcym bo się po prostu boi. To, że rodzice mu pomagają to się chwali, ale z rozmowy wyszło też, że tak naprawdę chłopak nigdy sam nic nie musiał załatwiać, więc rodzice muszą mu pomóc nie tylko pomóc finansowa rzecz jasna,  ale też tak naprawdę wybrać tę stancję za niego. No chwila. Chłopak ma 19 lat, dowód osobisty, wziąć kredyt w banku, może głosować, prowadzić samochód, pić alkohol, może nawet mieć dzieci. No właśnie. Może mieć dzieci i brać za nie odpowiedzialność sam do końca nie będąc za siebie odpowiedzialnym. Nie twierdzę, że ten chłopak jest do niczego, ani że jego rodzice zrobili błąd w wychowaniu, bo ich sytuacji nie znam. To była tylko jedna rozmowa, ale uświadomiła mi jakie zadanie na minie ciąży – jestem przecież ojcem bliźniaków, i chcę mieć samodzielne dzieci.

Czy twoje dziecko sprząta zabawki?

Dlatego, że są dziećmi i tak je też traktujemy. Sprzątamy za nich ich zabawki, karmimy przy stole by szybciej zjadły, ubieramy ich bo się spieszymy i już jesteśmy spóźnieni, robimy to wszystko za nich bo tak jest szybciej i wygodniej, ale dla nas, nie dla nich. Potem mamy (przypadek autentyczny) pięcioletnią dziewczynkę, która chodzi ze smoczkiem i śpi z mamą w jednym łóżku, albo że powstają takie programy w telewizji jak „Surowi rodzice”, gdzie oglądając wydaje nam się, że to jakaś patologia.

Pomyślmy jednak, że to dziecko, to tak naprawdę mały człowiek, który jak każdy z nas musi się uczyć życia i zdobywać doświadczenie. W samodzielności nie chodzi o to, żeby dziecko w wieku 13 lat poszło „na swoje”, ale żeby mogło świadomie podejmować pewne decyzje, mieć swoje obowiązki oraz pewną odpowiedzialność za swoje czyny już właśnie od małego. Nie bez powodu granica 13 lat jest granicą, gdzie dziecko może (nie jest to takie proste)  już odpowiadać za swoje czyny.

Mamo, tato chcę być duży!

O ile nie sądzę, że ktoś z was karmi lub ubiera 13-latka, to 3-latka jak najbardziej. Pytanie więc kiedy zacząć usamodzielniać dziecko i jak to zrobić? Moja odpowiedź brzmi: Jak najwcześniej. To się naprawdę opłaca – dzięki temu mu rodzice mamy łatwiej już teraz, a dzieci będą miały łatwiej w przyszłości. Mówię wam to z praktyki. To kiedy zacząć? Po urodzeniu. Jak to zapytacie? Ano tak!

  • Zacznijcie od planu dnia. Stałe pory karmienia (w granicach rozsądku), stałe pory spacerów, stałe pory spania – to na początek.
  • Własne łóżko w po 3 miesiącu życia – dlaczego nie? Łóżeczko we własnym pokoju? – Super!
  • Pozbądź się smoczka – to tylko uspokajacz, w dodatku uspokaja rodzica a nie dziecko (moje chłopaki od 9 m-c już zaczynały życie bez smoczków)
  • Pieluch można próbować się pozbyć jak dziecko ma około 2 latek – nocnik jest fajny. Zachęcać malucha do pozbycia się ich nie jest łatwo, ale w tym wieku dziecko już kuma.
  • Dwulatek może sprzątać zabawki z Tobą – to świetna zabawa na początku, a później dobry nawyk. Trzylatek sprząta już sam – Ty możesz mu tylko pomóc.
  • Dwulatek sam już je. Fakt, schodzi mu to trochę, ale jak siedzicie razem przy stole rodziną i macie czas na obiad (no nie mówcie, że nie macie czasu na wspólny obiad), to nie jest to problem.
  • Trzylatek sam się już może ubrać (moje chłopaki mają teraz, gdy to pisze 3,5 roku). Nie wszystko, z koszulkami mogą mieć problem, bo to na lewą stronę ubierze, a to ściągnąć ciężko.
  • Trzylatek może sam już zdecydować co chce jeść np. na śniadanie albo kolacje (oczywiście z menu jakie sami wybierzemy).
  • Jak trzylatek nie zje całej kolacji, to będzie głodny – takie są konsekwencje, tego też musi się nauczyć, a jak raz nie zje to nic mu się nie stanie.
  • Dziecko ma przede wszystkim wykonać jak najwięcej samo, niekoniecznie dobrze – to przyjdzie z czasem. Za to my mamy stać blisko gdy poprosi o pomoc.

To tylko przykłady. Tak naprawdę sami musicie zdecydować, czy i kiedy zaczniecie usamodzielniać dziecko. Nam było łatwiej, bo w małego były w żłobku, a teraz są w przedszkolu. Zresztą takie przedszkole własnie dlatego jest dla dziecka dobre bo oprócz nauki samodzielności jest jeszcze nauka współżycia w grupie. Moje chłopaki w wieku 3 lat miały najlepszego kolegę, który niestety teraz jest w innym przedszkolu, ale którego jak widzą to istne szaleństwo.

Samodzielne dzieci

Uczenie dzieci samodzielności nie oznacza, że nie będzie potrzebowało naszej miłości i opieki. Naszym zadaniem jest je przygotować do życia, które nigdy nie było łatwe i łatwe nie będzie. Chcecie mieć „życiowego kalekę” – proszę bardzo. Tu wrócę do tego 19 latka z początku artykułu. Sorry, ale ja studia załatwiałem sobie sam. Akademik, mieszkanie, potem zmiana uczelni z Rzeszowa do Wrocławia – wszystko sam. Nie tylko dlatego, że byłem samodzielny, tylko dlatego że byłem zmuszony. Wiem, że czeka mnie sporo pracy jeszcze z moimi chłopakami – to dopiero początek drogi. Później mam zamiar nadrabiać to, czego szkoła nie uczy – dla przykładu wypełniać PITa, bo chociaż matematyki w szkole dużo, to akurat tego nie uczą. Albo chociaż oszczędzać pieniądze, korzystać z pieniędzy w ogóle, załatwić coś w urzędzie. A jeśli pójdą kiedyś moje dzieci na studia, to mam nadzieję, że akademik załatwią sobie same.

 Photo credit: juhansonin /  Creative Commons Attribution-ShareAlike 2.0 Generic (CC BY-SA 2.0)

Rodzina w praktyce – Fanpage Facebook

Fanpage Facebook start!

https://www.facebook.com/rodzinawpraktycepl

Dziś rano uruchomiłem Fanpage na Facebooku. Nie jestem w tym dobry, więc każda pomoc z waszej strony mi się przyda. Swoje uwagi możecie zostawić w komentarzach tutaj lub na Fanpage Facebook. Znajdziecie tam wpisy z mojego bloga a także inne wpisy z innych stron, które według mnie są warte uwagi. Zapraszam wszystkich, którym rodzina, wychowanie dzieci, czy ich bezpieczeństwo nie są obce. Chciałbym mały feedback od Was, żeby przekonać się czy warto dalej pisać.