Nie lubię takich miejsc – szpital

To tylko badanie

Ostatni raz byłem w tym miejscu gdy na świat przyszły moje dzieci. Nie wspominam tego miejsca dobrze, o czym możesz przeczytać w Najpiękniejsza i najgorsza chwilaNie było innego wyjścia i znów musiałem pojawić się w Szpitalu Ginekologiczno Położniczym. Tym razem nieco mniej wystraszony, bardziej pewny siebie i w sumie bardziej dla potrzymania na duchu niż z konieczności. Bardzo szybko wróciły wspomnienia. Przez ten czas wiele się nie zmieniło, było więc mi łatwiej, bo mimo wszystko nie czuję się najlepiej w takim miejscu. Wmawiam sobie, że tym razem to tylko zwykłe badanie i za kilka godzin będziemy po prostu w domu.

Siedząc na ławce w poczekalni odważyłem się przyglądać ludziom. Właściwie zastanawiam się co ja tutaj robię? Przecież to szpital dla kobiet. Są tu kobiety z zaawansowaną ciążą, a wraz z nimi ich mężowie, którzy siedząc i czekając na przyjęcie do szpitala swoich żon przeglądają internet na telefonie. W takiej chwili bawić się telefonem? Sam nie byłem lepszy pomyślałem. Odruchowo sam schowałem telefon i złapałem żonę za rękę. Chwilę później weszło dwoje gimnazjalistów. Dziewczyna tak na oko jakieś 16-17 lat, chłopak z plecakiem szkolnym wyglądał przy niej na sporo młodszego. Zgubili się? Szkoła jest przecież na przeciwko. Może przyszli kogoś odwiedzić? Usiedli obok nas. Nie powinienem tego robić, odwrócić wzrok i nie słuchać, ale rozmawiali dość głośno. Będą mieli dziecko. Będą musieli pracować, ich kolega zarabia około 1500 PLN na rękę, a jak dostaną zapomogę i rodzice pomogą, to dadzą jakoś radę… Nie wiem czy dadzą sobie radę, bo ich rówieśnicy mili dla nich nie będą, ludzie na ulicy będą wytykać palcami, a bez szkoły nawet gimnazjalnej o pracę będzie trudno. Przy odrobinie pomocy jednak mogą z nich być wspaniali rodzice, choć większość zdążyła przypiąć im łatkę „patologia”. Nie wiem co było dalej, bo otworzyły się drzwi gabinetu i lekarz poprosił moją żonę do środka…

Najgorsze jest czekanie

Zostało mi czekanie. Siedzę na twardym krześle przed gabinetem USG. Obok jest blok porodowy, w którym te parę lata temu na świat przyszły moje dzieci. Usiadłem dokładnie w tym samym miejscu co wtedy i znów czekałem. Drzwi na blok porodowy trochę się zmieniły i teraz już nie widać wnętrza, jak kiedyś. To przez te drzwi obserwowałem swoją żonę czekającą na rozwiązanie. To w tym miejscu uśmiechaliśmy się do siebie trochę na pocieszenie, jakbyśmy chcieli sobie powiedzieć „Nie martw się! Wszystko będzie dobrze.” Spojrzeliśmy na siebie porozumiewawczo. W tej chwili myślała o tym samym, zrozumiałem to bez słów. Otworzyły się kolejne drzwi, a ja znów zostałem sam.

Zszedłem na dół do poczekalni. Uznałem, że to najbardziej neutralne miejsce dla mężczyzny w tym szpitalu. Zacząłem znów obserwować ludzi. Nie robiłem tego specjalnie, ale tak jakoś wyszło. Obok mnie przysiadł się facet w moim wieku. Niósł w foteliku samochodowym maleńkie dziecko, dziewczynkę. Nie mogłem od niej oderwać wzroku. Przecież nie tak dawno to ja w tym miejscu trzymałem przed sobą dwa foteliki.

Nie lubię takich miejsc

Jest nie wiele rzeczy które mogą mną wstrząsnąć lub przestraszyć. Ten szpital jednak jest miejscem, które budzi we mnie poczucie bezradności. Mam po prostu siedzieć i czekać, niewiele mogę zrobić. Nie lubię tego, ale nie mam wyjścia. Wszyscy patrzą na mnie jak na intruza, najlepiej jakbym sobie stąd poszedł i nie wracał. Ja też nie czuję się najlepiej widząc kobiety na mój widok okrywające się szlafrokiem. Ale ja jestem tu potrzebny. Mam ważne zadanie wesprzeć swoją żonę, dać jej otuchę i lecieć do kiosku po gazetę. Moje wsparcie jest teraz dla niej najważniejsze i nawet czując się jak intruz, choć czasem jest niezręcznie, czasem jestem niemal wytykany wzrokiem, to uważam, że będąc w szpitalu dla kobiet, jako facet i mąż, jestem tam, gdzie być powinienem – przy swojej żonie. Sorry drogie Panie, ale wyjdę, gdy będę musiał. Będę siedział obok żony i nawet nie będę myślał, by zajrzeć Wam pod piżamę. To mi do szczęścia w tej chwili nie potrzebne, choć wy myślicie, że gwałcę Was wzrokiem, to ja nie jestem tu z waszego powodu, tylko po to, żeby pocieszyć swoją żonę. Ja na pradę nie lubię takich miejsc jak szpital…

Photo credit: Ruhrfisch /  Creative Commons Attribution-ShareAlike 2.0 Generic (CC BY-SA 2.0)

P.S. Wszystko jest w porządku! Już po strachu.