Kung Fu Panda 3 – film, który mnie zaskoczył

Kung Fu Panda 3

Kung Fu Panda 3

Jedną z niespodzianek na urodziny chłopaków było kino. Przygody grubego misia Pandy Po podobały się nam wcześniej, a ponieważ i ja lubię klimaty Kung Fu, to wybór filmu był niemal oczywisty. Film Kung Fu Panda 3 mnie zaskoczył i co muszę przyznać z radością, bardzo mi się podobał.
W końcu to film dla dzieci. Co mogłoby się podobać ponad trzydziestoletniemu facetowi w animacji o wielkim i tłustym misiu pandzie? W zasadzie to lubię wszelakie bajki zrobione z głową i bez przemocy. W zasadzie lubię klimat Kung Fu, mistycznych walk dobra ze złem, olbrzymich mocy drzemiących w człowieku, sile Chi. W zasadzie to świetny film dla rodziny, chociaż wszystkie recenzje mówią, że czegoś mu brak…

No tak. Oklepana historia. Mamy tego złego, co sieje zniszczenie i chce przejąć władzę nad światem. Jest tak silny, że nikt nie stanie mu na drodze ani w tym, ani na tamtym świecie. Pokonał samego Oogwaya i odebrał mu Chi. Mamy też tego dobrego, co właściwie nie nadaje się do tej roboty, ale tylko on jest w stanie uratować ten świat przed zniszczeniem. Aby uratować świat musi przejść wewnętrzną przemianę. Oczywiście robi to w przezabawnym stylu, który znamy z poprzednich części. Ot, kolejny sequel. Powiem Wam, w sekrecie, że pierwsza część była najlepsza, druga najmroczniejsza, a trzecią warto obejrzeć.

To teraz trochę pospojlerujemy

Ale tylko trochę, bo nie chcę zdradzać fabuły, a zwrócić uwagę na kilka aspektów, które sprawiły, że każdemu w kinie utknął pierożek w gardle ze wzruszenia – co najmniej trzy razy. Kto oglądał część drugą ten wie, że Po nie jest ostatnim pandą w Chinach. Czeka więc nas spotkanie ojca z synem… ale zaraz, zaraz! Przecież przez całe życie Po był wychowywany przez gąsiora. To on go karmił, co dla pand jest najważniejsze i był przy nim przez dwie ostanie części. Ciekawy konflikt ojców o syna. Czy wreszcie Po zrozumie kim jest?

Jeśli robiłbyś tylko to, co umiesz robić, to nigdy nie byłbyś lepszy, niż jesteś teraz.

Mistrz Shifu

Tymczasem Po z ucznia staje się mistrzem. Ma uczyć Kung Fu, chociaż sam dobrze jeszcze wszystkiego nie umie. To niemal tak jak u mnie w życiu… (ale o tym będzie innym razem). To ciekawe, jak bardzo animowany film może przypominać prawdziwe życie. Film niesie też wspaniałe przesłanie o tym, jak bardzo ważne jest zrozumieć i poznać prawdziwego siebie i wykorzystać to, by pokonać przeciwności, o tym jak ważni są przyjaciele i rodzina, która w najcięższych chwilach będzie nas wspierać.

Kiedy ty zrozumiesz, że im więcej weźmiesz, tym mniej masz?

Mistrz Oogway

Podsumowanie

Całość opowieści jest spójna. Smoczy Wojownik przejdzie kolejną przemianę, zło zostanie pokonane. Świetnie zrobione walki, świetna muzyka pana Hansa Zimmermana, która sprawia, że gdy wchodzi ten zły, noga sama tupie w podłogę. No cóż… już wiem co będziemy oglądać w zimowe wieczory na DVD. Tymczasem mam dla Was kawałek muzy, której motyw przewodni został użyty w filmie. To nie jest „ten kawałek”, ale zapewne z tego utworu zaczerpnięto inspirację. Miłego oglądania ;-)