Facet bez pracy to zero

facet bez pracy

Facet bez pracy to zero

Za pierwszym razem to był prawdziwy szok. Człowiek starał się zachować zimną krew i przyjąć minę zobojętnienia nie dając po sobie poznać, że właśnie wali mu się świat na głowę. Za drugim razem prawie się udało i niemal nikt nie zauważył. Nie jestem jednak dobrym kłamcą i nawet udając, że cala ta sytuacja mnie nie dotyczy, z pewnością było po mnie widać coś zupełnie innego, mimo że z uśmiechem na twarzy zapewniałem, że wszystko jest w porządku. Później było gorzej. Kolejne dni to prawdziwa męka, kiedy w jednej chwili czujesz, że nie jesteś już mężczyzną, że zawiodłeś, bo facet bez pracy to zero.

Pamiętam, gdy jeszcze chodziłem do liceum, jak wróciłem wcześniej ze szkoły i zastałem swojego ojca nie tylko w piżamie, ale w pościeli oglądającego telewizję. Była godzina 13, a on nie był przecież chory, chociaż twierdził z przekonaniem, że jest inaczej. Nie potrafił inaczej się wytłumaczyć, z faktu, że tego dnia nie poszedł do pracy. Dla mnie kłamał, a jako młodego chłopaka, był to dowód na jego słabość i nic nie było mnie wtedy wstanie przekonać, że może być inaczej. Tak było jeszcze do niedawna… do dnia, kiedy pierwszy raz w życiu, to nie moje było na wierzchu i przeciwieństwie do normy, za jaką wtedy uważałem swoją sytuację, gdy to ja składałem wypowiedzenie i szedłem do lepszej pracy. Tym razem to mi wręczono wypowiedzenie – zobacz, Nigdy się nie poddawaj. I wtedy zrozumiałem, jak bardzo się myliłem, gdy osądziłem swojego ojca zarzucając mu słabość, bo sam stanąłem w oko w oko ze swoimi dziećmi, gdy zapytały dlaczego nie idę do pracy – „Tatuś ma urlop” – ucięła dyskusję żona, widząc jak nie mogę wydobyć z siebie słowa.

Nie jesteś zerem

Może i mamy XXI wiek, równouprawnienie i podniesiony wysoko poziom tolerancji, jednak gdzieś z tyłu głowy każdy facet ma taką myśl, że to on jest odpowiedzialny za rodzinę i to on w tym świcie zarabia. Tracąc pracę, czuje że zawodzi, jest mu wstyd i co najgorsze, traci pewność siebie. Wydaje mu się, że w oczach innych ludzi, ale także swojej rodziny jest nikim. Że jest zerem, bo jeżeli nie przynosi do domu wypłaty, to przecież jest nie potrzebny, bo jego najważniejszym, pierwszym i często jedynym zadaniem, jest pracować, a kobiety często utwierdzają w tym swoich mężczyzn biorąc na siebie resztę domowych obowiązków i wychowanie dzieci. Ciekawe ile razy w złości, niejedna kobieta powiedziała do swojego faceta: „Poradziłabym sobie bez Ciebie”. Mężczyźnie jest mu po prostu trudniej, bo czuje dużą presję na sobie. Z drugiej strony jest przecież facetem, kimś kto jest zawsze twardy, pewny siebie i nigdy się nie maże, a już na pewno czego nie robią mężczyźni, to nie okazują słabości i strachu. Tylko czasem jest to maska założona przed innymi i rodziną, by nie pokazać, że z nami facetami jest coś nie tak, że w naszych głowach coś się dzieje. I ta cholerna myśl, że zawiodłeś. Nie każdy mężczyzna daje radę, choć o tym głośno się nie mówi, i pęka gdzieś w środku wpadając w depresję, a często popełniając samobójstwo. Dziś, gdy sam to wszystko przeżyłem, nie dziwię się mężczyznom, którzy okłamują swoje rodziny i zamiast do pracy, której przecież już nie mają, potrafią spędzić cały dzień w parku karmiąc gołębie. Dla mężczyzny utrata pracy, to porażka – kobieta zawsze może zająć się domem i dziećmi, a facet?

Nigdy się nie poddawaj

Sama utrat pracy nie jest takim problem, jak problem z jej znalezieniem. Im dłużej to trwa, tym gorzej – dla wszystkich. Z każdą sekundą człowiek traci poczucie własnej wartości, które znika, jak piasek przesypujący się w klepsydrze, a to puste miejsce z łatwością wypełnia uczucie bezsilności. Każda rozmowa o pracę, każde kolejne wysłane CV, potęgują to uczucie, zwłaszcza, gdy zaczynasz wysyłać je na stanowiska poniżej swoich kwalifikacji. Nie wiele brakowało, a stanąłbym pracując fizycznie z ludźmi, których kiedyś sam uczyłem obsługi maszyny, na której dziś pracują. Sama decyzja o próbie takiego rozwiązania była ciężką i naprawdę trudno było się przełamać, aby zrobić taki krok. Dostałem lekcję od życia, która mnie wzmocniła w myśl zasady, że upadając nigdy nie należy wstawać z pustymi rękami. Wciąż jednak uważam, że tę lekcję od życia odebrałem zbyt późno. Zbyt późno straciłem pracę, więc upadek bolał mocniej. Za drugim razem było łatwiej, bo wiedziałem, co mnie czeka, miałem gotowe i aktualne CV i udało mi się na tyle wzmocnić swoją wiarę w siebie i swoje umiejętności, że już wiedziałem, że nie jestem zerem. Bo nie jestem sam i mam kochającą rodzinę – to dzięki nim, a zwłaszcza dzięki kochającej i wierzącej w moje możliwości żonie. Przetrwaliśmy całą rodziną chwile, gdy z dnia na dzień oboje mogliśmy zostać bez pracy (żona miała umowę o zastępstwo). Przetrwaliśmy za drugim razem moje zwolnienie, bo przygotowaliśmy się do tego odkładając trochę pieniędzy, rezygnując z niektórych zakupów, czy wakacji (nie dziwcie się, że nie ma mnie na żadnym blogowym zlocie) i przez to, że przegadaliśmy z żoną mnóstwo czasu przy kuchennym stole, chociaż te rozmowy do łatwych nie należały. To nie jest też tak, że nie mamy pieniędzy, tylko nie mamy ich na tyle, by nie wydawać  je niepotrzebnie.

Co dalej?

Utratę pracy można przetrwać, choć wydaje mi się, że mężczyźnie jest trudniej. Ja od pewnego czasu mam zawsze przy sobie aktualne CV, uzupełnione i sprawdzone, zarówno na papierze jak i w elektronice, bo przekonałem się jak czasem jedna rozmowa telefoniczna może odmienić życie. Warto też czasem zajrzeć i uzupełnić swoje CV, by przynajmniej sprawdzić co w świecie się zmieniło i może wysłać kilka ofert, a nawet pójść na rozmowę, by się przekonać jak się wypadnie, gdy naprawdę to będzie konieczne.

Mimo, że już wydaje się, żę wszystko będzie dobrze, to co mnie jednak wciąż najbardziej boli, to uczucie, że zawiodłem – może niepotrzebnie, to jednak zawsze gdzieś to w głębi serca zostanie. Bo przecież tyle rzeczy było w tym roku zaplanowanych i wszystko legło w gruzach… (zobacz moje plany na 2015) Nie pozostaje mi jednak nic innego, jak przepisać plany na przyszły rok, przynajmniej te, które chciałbym tym razem zrealizować z całą rodziną, choć nie ukrywam, że przydałby się sponsor. Co dalej? Tym razem się udało i w poniedziałek idę do nowej pracy. Tym razem jakoś się udało niemal bezboleśnie szybko znaleźć nowe zajęcie.